czwartek, 31 lipca 2014

Podsumowanie lipca

Ilościowo lipiec wypadł dość dobrze. Nie wszystkie książki przypadły mi do gustu, te współczesne, z gatunku "łatwe i przyjemne" wymęczyły mnie, za to obroniła się klasyka. Po dłuższym lenistwie do pracy musiał się wziąć mój czytnik, w tym miesiącu kilka tytułów przeczytałam w wersji elektronicznej.

Lipiec wyglądał tak:
  1. "Niziny" Orzeszkowa Eliza Ocena: 5/6 [własna półka]
  2. "Dieta Miłośniczek Czekolady" Matthews Carole Ocena: 3,5/6  Połączenie "Dzienników Bridget Jones" i "Seksu w wielkim mieście" - nie moje klimaty.
  3. "44 Scotland Street" McCall Smith Alexander
  4. "Recepta na miłość" O'Neal Barbara
  5. "Dyktanda" Lem Stanisław
  6. "Przystanek Szczęście" Dunn Sarah Ocena: 3/6  Najgorsza książka tego miesiąca. Snujące się nowojorskie pustaki na psychotropach. Nie rozumiem i nie potrafię utożsamić się z mieszkańcami wielkich metropolii. A wydawanie książek z tak przepięknymi okładkami i tak beznadziejnym "środkiem" powinno być zabronione!
  7. "Słonie mają dobrą pamięć" Christie Agatha Ocena: 4/6 Agatha, jak zwykle klasa sama w sobie. Tutaj skalą porównawczą są tylko inne książki jej autorstwa.
"Legenda żeglarska" Sienkiewicz Henryk Ocena: 4/6



Powiększyła się moja kolekcja zakładek. Część przywiozła mi siostra ze swoich wojaży (to te ładniejsze). Część kupiłam sama (ciągle liczę, że uda nauczyć mi się kiedyś gramatyki, a zakładki z flagami miały być używane odpowiednio do narodowości autora czytanej książki - niestety nie będę ich używała, są za duże. Przed zamówieniem powinnam sprawdzić ich wymiary). Kupiłam też zwykły notes, w tym pierwszym nie miałam sumienia pisać, bo bazgrzę jak kura pazurem. Teraz mogę na bieżąco notować każdą myśl moim "lekarskim" pismem, a ten poprzedni notes przeznaczyłam na zapisywanie cytatów.



Książki przeczytane w ramach ejotkowego wyzwania "Pod hasłem". Hasłem na lipiec była "kropka". Przyznaję się, że działała na mnie kryminogennie. Diabełek podpowiadał, że w innym wydaniu przecież nad "i" jest taka ładna kropeczka, a kto się dowie, że w tym, które akurat czytam jej nie ma. Na szczęście udało mi się go uciszyć. ;)




środa, 30 lipca 2014

Komedia romantyczna, Dziki Zachód i Sienkiewicz

Tytuł: "Komedia z pomyłek"
Autor: Sienkiewicz Henryk
Ocena: 5/6
E-book

Już nie pamiętam przy szukaniu czego, przypadkiem, we wszystko mającym internecie natknęłam się na "Komedię z pomyłek" ze zbioru "Nowele amerykańskie".

Pozytywizm był moją ulubioną epoką literacką w czasie "przerabiania" lektur na języku polskim. O twórczości Sienkiewicza nie mogę tego samego powiedzieć. Dopiero teraz, po latach, przekonuję się do tego pisarza. 
Gdy zaczynam czytać pozytywistycznego autora prawie na 100% spodziewam się "sad endu", pytanie tylko jak tragiczne i dołujące ono będzie. Nowele z tamtej epoki były przeraźliwie przygnębiające, te wszystkie umierające i chorowite dzieci. Dlatego jestem zaskoczona, kiedy natrafiam na coś bardziej optymistycznego. Największe i pierwsze takie zaskoczenie przeżyłam w związku z "Nawróconym" Bolesława Prusa. Dzięki tej noweli odkryłam, że Ci ludzie mieli także poczucie humoru! Do takich lżejszych utworów należy "Komedia z pomyłek" Sienkiewicza.

Struck Oil City to małe, dzięki źródłom nafty, dobrze prosperujące miasteczko, i spokojne, ale tylko do czasu. Spokoju miasteczka nie zniszczyli Indianie czy groźni rewolwerowcy. Kłopoty nastały z chwilą otwarcie drugiej "grocerni" (sklepu). Właścicielem jednej był Hans Kasche, drugiej zaś jego rodaczka - panna Neuman. Między tą dwójką rozgorzała zażarta wojna, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone i która podzieliła senne dotąd Struck Oil City.

Gdybym szukała odskoczni i czegoś na poprawę nastroju, na pewno nie robiłabym tego wśród pozytywistycznych nowel. Bardzo mi się ten utwór spodobał i cieszę się, że na niego trafiłam. Polecam także ekranizację, pod tym samym tytułem, z Igą Cembrzyńską w roli Lory Neuman i Zdzisławem Maklakiewiczem jako Hans Kasche.

sobota, 26 lipca 2014

Trup i ortografia ("Dyktanda" Lem Stanisław)

Tytuł: "Dyktanda"
Autor: Lem Stanisław
Wydawnictwo: www.cyfrant.pl
Rok wydania: 2014
Ocena: 5/6
E-book

Szukajcie, a znajdziecie. Na liście "Chcę przeczytać", w poszukiwanych, miałam tę książkę od dawien dawna. W bibliotece nie do zdobycia, a na aukcjach internetowych, w cenach poza moim zasięgiem. Na ratunek i pomoc przyszła mi technika. "Dyktanda" pojawiły się w wersji elektronicznej. Jestem posiadaczką czytnika, mimo to nadal preferuję książki w tradycyjnym, papierowym wydaniu i na e-książki jest mi się trudno przestawić. Lecz kiedy zobaczyłam ten tytuł i to w cenie 2,50 złotego, nawet się nie zastanawiałam, natychmiast zamówiłam. Przy okazji korzystania z "ustrojstwa"  nauczyłam się zmieniać w czytniku marginesy i od razu czytanie stało się przyjemniejsze dla oka.

Jest to zbiór zabawnych, dowcipnych, abstrakcyjnych i surrealnych tekstów, napisanych przez Wuja - Stanisława Lema dla nastoletniego siostrzeńca żony pisarza - Michała, mające mu pomóc w nauce ortografii. Sądzę, że nastoletniemu adresatowi mogły się podobać. Ja, podczas czytania bawiłam się świetnie, chociaż niektóre dyktanda są dość drastyczne. Dominuje tu czarny humor. Czego w tych dyktandach nie ma!: mężobójstwo, żonobójstwo, kanibalizm itd. Wrażliwcom nie polecam. A o kontrowersjach jakie "Dyktanda" wywołały można poczytać TUTAJ.

Gdybym chciała pokazać te dyktanda, które mi się podobały, musiałabym przepisać całą książkę. Poniżej dwa cytaty, to moje "naj":


Trup w kałuży
W kałuży krwi leżał trup świeży, lecz sztywny, z wyrazem zasmucenia na twarzy, której niewiele mu zresztą zostało. Kula niezwykłego kalibru uczyniła poważne spustoszenia w jego zębach trzonowych, małżowinie oraz w móżdżku, który wyciekał teraz miarowymi kroplami na łopuchy i zeszłoroczny numer "Przyjaciółki". s9

Wątróbka
Wątróbka z cebulką krótko smażona, byle nie gorzka od żółci, jest zakąską doskonałą. Aby ją przyrządzić, należy kupić samochód i pędzić nim póty, aż się kogoś przejedzie. Wątróbkę, nieboszczykowi niepotrzebną, z wnętrzności wyjmujemy i wkładamy do lodówki. Trupa wyrzucamy lub stawiamy w zbożu jako stracha na wróble. Z wątróbki osób starszych tylko pasztet się udaje, ponieważ jest łykowata. Najlepsze są wątróbki młodych chłopców jeżdżących zwykle na rowerze. Najwygodniej dopaść takiego, który nie ma hamulców ani bieżnika. Wątróbki tak zdobytej nie rzuca się na wrzący tłuszcz, lecz spłukuje kwaskiem, a mając na podorędziu bułkę, z móżdżka wyrabia się farsz. Dobry jest też chłopiec na zimno w galarecie (z chrzanem). Trzeba go tylko dobrze oskrobać, aby nie zgrzytał w zębach. Są kucharze zalecający nerkówkę, lecz bywa ciężkostrawna. Małe dzieci wolno spożywać tylko w dni postu. s.21


poniedziałek, 21 lipca 2014

"Recepta na miłość" O'Neal Barbara

Tytuł oryginału: How to Bake a Perfect Life
Wydawnictwo:  Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2013
Tłumacz: Agnieszka Kuc
Ocena: 4/6

W przeciwieństwie do większości czytaczy nie mam manii kupowania książek. Robię to  okazyjnie, przemysł wydawniczy na mnie kokosów nie zarabia. W tej było coś, co uciszyło mojego węża w kieszeni. Urocza okładka z łobuzerskim psiakiem, którego od razu ma się ochotę pogłaskać, opis też był zachęcający i stało się, wyszłam z księgarni bogatsza o nową książkę.
Zaiskrzyło już od pierwszej strony, zagłębiałam się w lekturę z prawdziwą rozkoszą. Książka z gatunku "ku pokrzepieniu". Ciepła jak kuchnia, w której piecze się domowy chleb, może w 30 stopniowym upale nie jest to zbyt zachęcające porównanie, ale naprawdę warto przeczytać.

Pod wpływem tej książki zaczęłam zastanawiać się, co dla mnie kryje się pod słowem "chleb". Chleb to: pożywienie, dom, moja mama, bezpieczeństwo, fragment modlitwy, opłatek, którym dzieli się w Wigilię, jest czymś podstawowym, odnoszącym się do najważniejszych potrzeb i wartości. Jedną z pierwszych rzeczy, oprócz rodziny oczywiście, za którą się tęskni wyjeżdżając jest smak chleba. Chleba się nie wyrzuca, jeśli upadł całuje się go, robi znak krzyża. Chlebem i solą na weselach wita się młodą parę. Pieczenie i gotowanie ma w sobie coś z magii, łączenie składników i tworzenie z nich czegoś całkiem nowego. Kuchnia to serce domu, łączy domowników, a kiedy zaprasza się tam gościa, to znaczy, że jest to już "swój". Tradycja, ciągłość, przekazywanie sobie przepisów z pokolenia na pokolenie.

Pocztówka przywieziona z Paryża
 (Czy ktoś wie i mógłby mi to objaśnić, jak robi się napisy na zdjęciach (znak wodny)?)

Największym skarbem przekazywanym sobie przez pokolenia wśród kobiet w rodzinie Gallagherów jest zakwas chlebowy. Teraz pieczę nad nim sprawuje Ramona, dostała go od swojej babki Adelaide, sam zaczyn bazowy znajduje się w ich rodzinie od ponad stu lat, kiedy to został przywieziony z Irlandii, przez jej antenatkę*.
Ramona nauczyła się piec chleb od swojej ciotki Poppy, gdy została do niej wysłana, miała piętnaście lat, była w ciąży i czuła się opuszczona przez swoich najbliższych. Jako dorosła kobieta prowadzi małą piekarnię, znaną w okolicy z wyśmienitego pieczywa. Córka Ramony, Sophie spodziewa się pierwszego dziecka, dowiaduje się, że jej mąż został ciężko ranny w Afganistanie i przetransportowany do szpitala w Niemczech, musi do niego polecieć. Prosi matkę o zaopiekowanie się jej pasierbicą Katie. Dziewczyna nie miała łatwego życia, jak na swoje trzynaście lat jest bardzo dojrzała i odpowiedzialna, zajmowała się swoją uzależnioną od narkotyków matką, często głodowała. Początkowo nieufnie podchodzi do Ramony, boi się przyzwyczajać do nowych warunków, zaufać,  przyznać się przed samą sobą, że dobrze być otoczoną opieką - chce pozostać lojalna wobec matki.
Zaczyn chlebowy w tej książce odebrałam jako symbol relacji rodzinnych, przekazywany sobie wzajemnie, trzeba o niego dbać, dokarmiać, jest indywidualny - ma w sobie rys każdej osoby, która się nim zajmuje  i najważniejsze, są sposoby, aby go ratować, odtworzyć na nowo.

Plusem tej książki są ciekawie przedstawione więzi między kobietami: matki-córki lub między siostrami, które nie należą do prostych, jest tam sporo żalu i konfliktów, a jednocześnie jest to powieść o olbrzymiej sile i wartości rodziny.
Minusem, za który dałam niższą ocenę, jest wątek miłosny, który moim zdaniem, wypadł sztucznie i kiczowato, nie przekonał mnie. To ta odrobina cukru za dużo, co nie zmienia faktu, że "Receptę na miłość" pochłania się z przyjemnością.

Obiecałam sobie, że w czasie jesiennych chłodów, zgłoszę się do ukochanej mamuśki,  na nauki pieczenia ciasta drożdzowego. ;)

PS. Gdyby ktoś miał ochotę poczytać książkę popularnonaukową o chlebie, to polecam
"Chleb nasz powszedni: O pieczywie w obrzędach, magii, literackich obrazach i opiniach dietetyków" Piotra Kowalskiego


*antenat - przodek zarówno w linii ojca, jak i matki

sobota, 19 lipca 2014

"44 Scotland Street" McCall Smith Alexander

Tytuł oryginału: 44 Scotland Street
Wydawnictwo: Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA
Rok wydania: 2010
Tłumacz: Elżbieta McIver
Ilustracje: Iain McIntosh
Ocena: 3,5/6

Może dla niektórych to świętokradztwo, ale czytam podczas oglądania telewizji. Wybrałam tę powieść jako książkę "reklamową", krótkie rozdziały w czasie przerw reklamowych powstrzymują mnie przed przełączaniem i umożliwiają obejrzenie filmu w całości.
Byłam nastawiona pozytywnie do tej książki, "Kobieca agencja detektywistyczna nr 1" tego autora, to jedna z moich "szóstek". Poza tym uwielbiam powieści, w których bohaterami są mieszkańcy małego miasteczka, czy jak w tym przypadku jednaj kamienicy, gdzie losy wielu postaci splatają się ze sobą. Mistrzynią tego typu powieści jest dla mnie Maeve Binchy. Tutaj niestety czegoś zabrakło.
"44 Scotland Street" to trochę powrót do źródeł, do XIX wiecznej tradycji drukowania powieści w odcinkach. Do Dickensa autorowi jednak daleko. Oryginalnie odcinki pojawiały się w jednej ze szkockich gazet. Pojedyncze rozdziały nie są złe, lecz nie tworzą spójnej całości. Zdarzenia zdają się toczyć w przypadkowy sposób, bohaterowie - snuć i odbijać od siebie jak bezwładne kule. Odniosłam wrażenie, że można by ją zacząć czytać od dowolnego rozdziału, niektóre nawet opuścić i nie miałoby najmniejszego znaczenia. Jako całość nie klei się, jest nijaka.
Do plusów zaliczyłam jej walory poznawcze*, pojedyncze fragmenty (rozdziały) były świetne, do moich ulubionych należą filozoficzne rozważania na temat silnej woli.

*Zawsze można się czegoś nowego dowiedzieć, nauczyć nowych słówek czyli walory poznawcze:
synekura - dobrze płatne stanowisko niewymagające wielkiego wysiłku ani umiejętności (jeśli ktoś ma do zaproponowania, chętnie przyjmę);

akrasia - słabość woli - stan, w którym ktoś wie, co powinien zrobić, ale robi coś zupełnie innego (akrasią mogę się szczodrze dzielić);

thonetowskie meble - wiedeńskie meble gięte, praktyczne i tanie, b. popularne na całym świecie od poł. XIX w. do czasów I. wojny świat;
 
Źródło


Peploe Samuel - szkocki malarz. Autentyczność, lub jej brak, obrazu People'a jest jednym z ważniejszych wątków tej powieści;
Źródło

Vettriano Jack - kolejne nazwisko ze świata sztuki pojawiające się na kartach książki;

Źródło
Stockhausen Karlheinz - niemiecki kompozytor, którym zachwyca się Irene, upiorna mamuśka genialnego  pięciolatka - Bertiego;

fatwa - oficjalne pouczenie dotyczące stosowania prawa islamu, udzielane przez muftiego w sprawach religijnych i prawnych. W książce prezbiteriańska, z kontekstu myślałam, że jest to rodzaj klątwy. Okazuje się, że malowanie portretów może być ryzykownym zajęciem;

nemo dat quod non habet - nie da, kto nie ma;

Książkę zakwalifikowałam do lipcowego wyzwania "Grunt to okładka" motyw lipca: Budynek

niedziela, 13 lipca 2014

Plany na niedzielę

Na portalu społecznościowym dostałam od koleżanki taki oto wierszyk:
Źródło

Tak bardzo mi się spodobał, że musiałam go wkleić do mojego notatnika.Teraz wracam do czytania, a zaglądającym tutaj zbłąkanym duszom, życzę udanej niedzieli. ;)

środa, 9 lipca 2014

Antykwariat z książkami

   "Przedtem był w tym miejscu antykwariat z książkami, znany bywalcom z ekscentrycznego ułożenia woluminów, niepodlegającego żadnym zwyczajowym regułom. Książki z dziedziny topografii sąsiadowały z poezją, dzieła o rybołówstwie i innych sportach na łonie przyrody stały obok Hegla i Habermasa; przy czym nie było aż tak abstrakcyjnej tematyki, by zabrakło dla niej miejsca na półkach owej księgarni, nawet jeśli nie mogła liczyć na nabywcę. (...)
  Właściciel księgarni kochał swe zbiory tak mocno i zaborczo, że odstraszał potencjalnych nabywców. Przytłoczony w końcu ciężarem powinności oraz pęczniejącego księgozbioru, zakończył żywot".

"44 Scotland Street" McCall Smith Alexander, tłum. Elżbieta McIver, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza, Warszawa 2010, s. 39

Źródło