poniedziałek, 29 września 2014

Post urodzinowy


Źródło

Moje miejsce, gdzie mogę się dzielić wrażeniami z przeczytanych książek 20 września skończyło roczek. Dziękuję tym, którzy tutaj zaglądają i czasem zostawią dobre słowo!
Z okazji urodzin własnych i blogowych pozwoliłam sobie w tym miesiącu na małe zakupowe szaleństwo. A oto jego rezultat:




niedziela, 28 września 2014

"Dziedzictwo" Lindsey Johanna

Tytuł oryginału: "The Heir"
Wydawnictwo: Świat Książki
Tłumacz: Magdalena Słysz
Rok wydania: 2004
Moja ocena: 4,5/6

Duncan MacTavish dorastał i wychowywał się w Szkocji, po śmierci jego rodziców opiekował się nim dziadek Archie. W wieku dwudziestu jeden lat dowiaduje się o pewnej umowie sprzed lat. Jego matka, która była Angielką, aby uzyskać pozwolenie na ślub ze Szkotem, obiecała swojemu ojcu, że jej pierworodny syn, który miał odziedziczyć majątek lorda Neville'a, po osiągnięciu pełnoletności zostanie wysłany do Anglii, gdzie się ustatkuje i poślubi pannę wybraną przez angielskiego dziadka. Wybranką jest piękna Ophelia Reid, która choć obdarzona olśniewającą urodą, charakterek i usposobienie ma wredne, nie chce zostać żoną "dzikusa" ze szkockich gór i jawnie okazuje lekceważenie i pogardę narzeczonemu. Takie postępowanie nie podoba się przyjaciółce Ophelii, Sabrinie Lambert. Dziewczyna obdarzona, oprócz pięknych fiołkowych oczu, poczuciem humoru, zwraca na siebie uwagę Duncana, co nie podoba się wiecznie knującej intrygi pannie Reid. Dziewiętnasty wiek, bale (w tej powieści prawie jak ten z "Kopciuszka, gdzie książę ma znaleźć żonę ;p), polowanie na męża, rozważania typu "czy to jest miłość czy to jest kochanie". Książka jest przewidywalna, prosta, łatwa i przyjemna, z odrobiną humoru, pomogła mi przetrwać ciężki tydzień, dając odrobinę zapomnienia i wywołując uśmiech.

Dzięki tej książce cofnęłam się w czasie i nie chodzi mi o czas akcji tego romansu historycznego. Cofnęłam się  o lat naście, kiedy to z wypiekami na twarzy zaczytywałam się tego typu powieściami i to nawet z tej samej serii co dzisiaj przeze mnie opisywana. Później nastąpił czas wyparcia, przerzuciłam się na inne gatunki. Do sięgnięcia po "Dziedzictwo"  skłoniło mnie wrześniowe wyzwanie Sylwuch "Grunt to okładka". Mogłam wejść do biblioteki i bezkarnie skierować się do półki z romansami, powtrarzając sobie "Przecież ja już TAKICH książek nie czytam, a to tylko do wyzwania". Już po kilku początkowych stronach załamana swoim kiepskim gustem musiałam przyznać, że świetnie się bawię, prawie tak jak wtedy gdy byłam nastolatką. Czy wy też macie książki, których się trochę wstydzicie, ale bardzo lubicie?

niedziela, 21 września 2014

"Fabrykantka aniołków" Läckberg Camilla

Tytuł oryginału: "Änglamakerskan"
Wydawnictwo: Wydawnictwo Czarna Owca
Tłumacz: Inga Sawicka
Rok wydania: 2012
Moja ocena: 5/6

Do starego domu na wyspie Valö sprowadza się Ebba Stark z mężem. Małżeństwo pragnie wyremontować stary ośrodek kolonijny i stworzyć tam hotel. Odbudowa tego domu jest dla nich pewnego rodzaju ucieczką i próbą poradzenia sobie z tragedią jaką była śmierć ich małego synka. Ironia losu polega na tym, że uciekając przed jedną, Ebba musi się zmierzyć z kolejną, związaną z jej przeszłością. W Wielką Sobotę 1974 roku zniknęła tam cała jej rodzina, a policja znalazła jedynie małą Ebbę. Nikt nie ma pojęcia co się tam zdarzyło. Przy okazji prac remontowych w jadalni, pod zerwaną podłogą, została odkryta zeschnięta krew, jakby tego było mało ktoś próbuje podpalić dom. Do akcji wkracza policja.
Nie samą zbrodnią człowiek żyje i jak zwykle w książkach tej autorki mamy rozbudowaną część obyczajową książki. W ostatnim tomie mamy okazję poznać z innej strony Göstę, policjanta, który w poprzednich tomach tej serii, był bardziej zainteresowany rozgrywkami golfa, niż pracą i sprawami do rozwiązana. W "Fabrykantce aniołków" wykazuje zaangażowanie niezwykłe jak na niego.
 
To już ostatnie spotkanie z Eriką i Patrikiem, Martinem, Paulą i Mellbergiem - trochę szkoda, przez ponad rok zdążyłam się przywiązać do bohaterów, a teraz koniec. Każdy kolejny tom był jak odwiedziny u starych znajomych, gdzie przy okazji spotkania przy kawie pojawiał się trup lub kilka. Większość tej serii wysłuchałam w wersji audio i książki Camilli Läckberg będą mi się już nieodłącznie kojarzyły z głosem Marcina Perchucia. "Fabrykantka aniołków" jest pierwszym tomem, który miałam tylko w wersji papierowej, ale i tak podczas czytania w tle pobrzmiewał mi głos pana Marcina. Nieważne w jakiej wersji, całą serię polecam!

Książka bierze udział w wyzwaniach:
Pod hasłem - hasło na wrzesień: Przeżyjmy to jeszcze raz
Czytam Opasłe Tomiska

niedziela, 14 września 2014

"Dziurdziowie" Orzeszkowa Eliza

Wydawnictwo: Czytelnik
Rok wydania: 1957
Ocena: 5/6

Podobno książki Orzeszkowej są nudne, podobno - bo ja dotąd tego nie zauważyłam. Nie znalazłam słynnych nudnych opisów przyrody w "Nad Niemnem", nie znalazłam nic nudnego w "Marcie", czy "Chamie". Każda jej powieść przykuwa do siebie, nie daje się odłożyć, ani o sobie zapomnieć. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam dziś po przebudzeniu, było sięgnięcie po "Dziurdziów" i dokończenie ostatnich pięćdziesięciu stron. Nie jest to autorka, którą mogłabym czytać hurtowo, jedna książka po drugiej,  jej twórczość silnie na mnie wpływa, wdziera się do duszy i szarpie. Po każdej lekturze potrzebuję czasu, żeby dojść do siebie. Ze współczesnych autorek, tak oddziałuje na mnie, chyba tylko Majgull Axelsson.

"Dziurdziowie"  zaczynają się jak najprawdziwszy kryminał, na sali sądowej, gdzie toczy się proces czterech oskarżonych: Piotra Dziurdzi, jego syna Klemensa, stryjecznego brata Stefana oraz Szymona Dziurdzi. Napięcie panujące na sali rozpraw sugeruje, że zbrodnia musiała należeć do najcięższych. Ale jakie przestępstwo popełnili, dlaczego, co ich do tego skłoniło? Aby odpowiedzieć na te pytania autorka przenosi nas kilka miesięcy wcześniej do Suchej Doliny, na pozór dostatniej wioski, którą dotknęło nieszczęście - krowy przestały dawać mleko. Rozwiązaniem problemu według mieszkańców wsi jest przywołanie wiedźmy, która ściągnęła na nich tę klęskę. Na łapanie wiedźmy na ogień, pierwsza nadchodzi żona Kowala. Tak zaczyna się tragedia Pietrusi i opowieść o ludzkiej zazdrości, poczuciu krzywdy, sile zabobonów oraz chęci zemsty.

Uważam, że powieść ta jest aktualna i w naszej "globalnej" wiosce, gdzie łatwo zniszczyć komuś życie fałszywymi oskarżeniami, też tkwi w nas silna potrzeba szybkiego znalezienia winnego i taka sama skłonność do nadinterpretacji faktów do własnych celów, potwierdzenia przekonań.

Źródło