niedziela, 28 września 2014

"Dziedzictwo" Lindsey Johanna

Tytuł oryginału: "The Heir"
Wydawnictwo: Świat Książki
Tłumacz: Magdalena Słysz
Rok wydania: 2004
Moja ocena: 4,5/6

Duncan MacTavish dorastał i wychowywał się w Szkocji, po śmierci jego rodziców opiekował się nim dziadek Archie. W wieku dwudziestu jeden lat dowiaduje się o pewnej umowie sprzed lat. Jego matka, która była Angielką, aby uzyskać pozwolenie na ślub ze Szkotem, obiecała swojemu ojcu, że jej pierworodny syn, który miał odziedziczyć majątek lorda Neville'a, po osiągnięciu pełnoletności zostanie wysłany do Anglii, gdzie się ustatkuje i poślubi pannę wybraną przez angielskiego dziadka. Wybranką jest piękna Ophelia Reid, która choć obdarzona olśniewającą urodą, charakterek i usposobienie ma wredne, nie chce zostać żoną "dzikusa" ze szkockich gór i jawnie okazuje lekceważenie i pogardę narzeczonemu. Takie postępowanie nie podoba się przyjaciółce Ophelii, Sabrinie Lambert. Dziewczyna obdarzona, oprócz pięknych fiołkowych oczu, poczuciem humoru, zwraca na siebie uwagę Duncana, co nie podoba się wiecznie knującej intrygi pannie Reid. Dziewiętnasty wiek, bale (w tej powieści prawie jak ten z "Kopciuszka, gdzie książę ma znaleźć żonę ;p), polowanie na męża, rozważania typu "czy to jest miłość czy to jest kochanie". Książka jest przewidywalna, prosta, łatwa i przyjemna, z odrobiną humoru, pomogła mi przetrwać ciężki tydzień, dając odrobinę zapomnienia i wywołując uśmiech.

Dzięki tej książce cofnęłam się w czasie i nie chodzi mi o czas akcji tego romansu historycznego. Cofnęłam się  o lat naście, kiedy to z wypiekami na twarzy zaczytywałam się tego typu powieściami i to nawet z tej samej serii co dzisiaj przeze mnie opisywana. Później nastąpił czas wyparcia, przerzuciłam się na inne gatunki. Do sięgnięcia po "Dziedzictwo"  skłoniło mnie wrześniowe wyzwanie Sylwuch "Grunt to okładka". Mogłam wejść do biblioteki i bezkarnie skierować się do półki z romansami, powtrarzając sobie "Przecież ja już TAKICH książek nie czytam, a to tylko do wyzwania". Już po kilku początkowych stronach załamana swoim kiepskim gustem musiałam przyznać, że świetnie się bawię, prawie tak jak wtedy gdy byłam nastolatką. Czy wy też macie książki, których się trochę wstydzicie, ale bardzo lubicie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz