poniedziałek, 3 lutego 2014

"Błękitny zamek" Montgomery Lucy Maud

Tytuł oryginału: The Blue Castle
WydawnictwoEgmont/Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2013/1988
Tłumacz: Joanna Kaźmierczyk/?
Ocena: 6/6

Joanna wiedzie monotonne i nudne życie. Matka i ciotka, z którymi mieszka, kontrolują każdą minutę jej dnia, nie ma prawa do chwili samotności. Dni mijają jej na jałowych i bezsensownych czynnościach. Czuje się samotna, niekochana i nikomu niepotrzebna. Przeraża ją fakt, że tak już pozostanie. Jedynym jej wybawieniem są chwile gdy ucieka w świat marzeń i chroni się w "Błękitnym zamku" lub we wspaniały świat przyrody z książek Fostera, które może czytać tylko dlatego, że nie są powieściami. Od pewnego czasu dokuczają jej bóle serca, chcąc dowiedzieć się co jej dolega, decyduje się na wizytę u lekarza. Diagnoza, którą usłyszała sprawia, że zaczyna postępować zupełnie inaczej niż dotychczas.

Jest wiele książek, które lubię, które mnie zachwyciły lub dobrze je wspominam, ale takie określenia dla "Błękitnego zamku", to zdecydowanie za mało. "Błękitny zamek" jest moją ukochaną, co tam najukochańszą i najważniejszą książką w moim życiu. Często do niej wracałam, a niektóre fragmenty znałam niemal na pamięć. Dla mnie jest to powieść kultowa (wiem, brzmi to dość górnolotnie). Tylko przy największej dobrej woli oraz  podejściu czysto zdroworozsądkowym, mogę, chociaż przychodzi mi to z trudem, zgodzić się, że nie jest to literatura z najwyższej półki. ;) Dla mnie ta książka jest zdecydowanie czymś więcej niż czytadłem. Działała na mnie terapeutycznie, uskrzydlająco, dodawała siły, po jej przeczytaniu czułam, że mogę osiągnąć wszystko, wystarczy odrzucić strach i przestać się porównywać z innymi.
"Strach jest grzechem pierworodnym - pisał Foster. - Prawie całe zło świata wywodzi się z faktu, że ktoś się czegoś boi. Jest to śliski zimny wąż, owijający się wokół ciebie. Życie w strachu jest okropnością, jest czymś wyjątkowo poniżającym". [1]
Przez kilka ostatnich lat nie wracałam do "Błękitnego zamku", obawiałam się, że jego czar mógł z czasem prysnąć, a zależało mi na zachowaniu tych wszystkich emocji, które  towarzyszyły mi, gdy czytałam tę książkę mając lat naście.

Wiedziałam, że są inne wydania, ale jakoś nie ciągnęło mnie do nich. Dopiero teraz, kiedy zaczęła się moja przygoda z blogowaniem i na innych blogach pojawiały się wpisy o  nowym, nieskróconym, wiernym oryginałowi tłumaczeniu, skusiłam się na nowy egzemplarz. Niepewnie zaczęłam czytać, na szczęście moje wcześniejsze obawy okazały się zupełnie niepotrzebne. To było jak podróż w czasie, znów miałam 16 lat, znów czułam ten zachwyt, z wypiekami na twarzy czekałam na swoje ulubione sceny, jak na przykład ta na rodzinnym spotkaniu, kiedy Joanna mówi swoim krewnym, co o nich myśli. Ten fragment książki (i oczywiście kilka innych) stoi na równi ze sceną z "Pretty Woman", kiedy Julia Roberts wraca elegancka do butiku, gdzie nie chcieli jej wcześniej obsłużyć lub tą ze "Smażonych zielonych pomidorów", gdy bohaterka, grana przez Kathy Bates, wjeżdża kilka razy w samochód chamskich dziewczyn, które zajęły jej miejsce parkingowe ze słowami "Jestem starsza i mam lepsze ubezpieczenie". To uczucie satysfakcji, kiedy to oglądam lub czytam -  bezcenne!

Czytając nowe tłumaczenie, cały czas miałam, dla "sprawdzenia", mój stary, rozlatujący się egzemplarz książki. Nie jestem specjalistką od tłumaczeń, dlatego nie oceniam tych tłumaczeń w kategoriach lepsze-gorsze. To starsze jest mi zdecydowanie bliższe, było pierwsze i to ono zapisało się w moim "nastoletnim serduszku", Valancy na zawsze pozostanie Joanną, a Barney - Edwardem. Złośliwe żarciki wuja Beniamina były dla mnie czytelniejsze w starym tłumaczeniu, na przykład:

"- Dlaczego - spytał z wymownym uśmieszkiem - młode panny nie dają sobie rady z gramatyką?
Valancy, pamiętając o testamencie, odparła potulnie:
-  Nie wiem.
- A dlatego, że chcą odmieniać wyłącznie rzeczownik małżeństwo. - Stryj zachichotał."
[2]

"- Dlaczego -  zagadnął wuj z chytrym uśmiechem, zawiązując paczkę herbaty - stare panny nie mogą być dobrymi żołnierzami?
Joanna, z myślą o testamencie wuja Beniamina na dnie świadomości, rzekła potulnie: - Nie wiem. Dlaczego?
- Ponieważ - zachichotał wuj Beniamin - one są nie-za-mężne..." [3]


W pierwszym przypadku kojarzył mi się ze zbyt dosłownie przetłumaczonym idiomem.

W starym czy nowym tłumaczeniu, kocham "Błękitny zamek".

Ps. Dawno, dawno temu natrafiłam na sztukę w Teatrze Telewizji opartą na tej książce, niestety tylko raz i nie od początku.

[1] "Błękitny zamek"  Montgomery Lucy Maud, Egmont, Warszawa 2013, s.35
[2] "Błękitny zamek"  Montgomery Lucy Maud, Egmont, Warszawa 2013, s.30
[3] "Błękitny zamek"  Montgomery Lucy Maud, Nasza Księgarnia, Warszawa 1988, s.20

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz