Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2013
Tłumacz: Agnieszka Kuc
Ocena: 4/6
W przeciwieństwie do większości czytaczy nie mam manii kupowania książek. Robię to okazyjnie, przemysł wydawniczy na mnie kokosów nie zarabia. W tej było coś, co uciszyło mojego węża w kieszeni. Urocza okładka z łobuzerskim psiakiem, którego od razu ma się ochotę pogłaskać, opis też był zachęcający i stało się, wyszłam z księgarni bogatsza o nową książkę.
Zaiskrzyło już od pierwszej strony, zagłębiałam się w lekturę z prawdziwą rozkoszą. Książka z gatunku "ku pokrzepieniu". Ciepła jak kuchnia, w której piecze się domowy chleb, może w 30 stopniowym upale nie jest to zbyt zachęcające porównanie, ale naprawdę warto przeczytać.
Pod wpływem tej książki zaczęłam zastanawiać się, co dla mnie kryje się pod słowem "chleb". Chleb to: pożywienie, dom, moja mama, bezpieczeństwo, fragment modlitwy, opłatek, którym dzieli się w Wigilię, jest czymś podstawowym, odnoszącym się do najważniejszych potrzeb i wartości. Jedną z pierwszych rzeczy, oprócz rodziny oczywiście, za którą się tęskni wyjeżdżając jest smak chleba. Chleba się nie wyrzuca, jeśli upadł całuje się go, robi znak krzyża. Chlebem i solą na weselach wita się młodą parę. Pieczenie i gotowanie ma w sobie coś z magii, łączenie składników i
tworzenie z nich czegoś całkiem nowego. Kuchnia to serce domu, łączy
domowników, a kiedy zaprasza się tam gościa, to znaczy, że jest to już
"swój". Tradycja, ciągłość, przekazywanie sobie przepisów z pokolenia na pokolenie.
(Czy ktoś wie i mógłby mi to objaśnić, jak robi się napisy na zdjęciach (znak wodny)?)
Pocztówka przywieziona z Paryża |
Największym skarbem przekazywanym sobie przez pokolenia wśród kobiet w rodzinie Gallagherów jest zakwas chlebowy. Teraz pieczę nad nim sprawuje Ramona, dostała go od swojej babki Adelaide, sam zaczyn bazowy znajduje się w ich rodzinie od ponad stu lat, kiedy to został przywieziony z Irlandii, przez jej antenatkę*.
Ramona nauczyła się piec chleb od swojej ciotki Poppy, gdy została do niej wysłana, miała piętnaście lat, była w ciąży i czuła się opuszczona przez swoich najbliższych. Jako dorosła kobieta prowadzi małą piekarnię, znaną w okolicy z wyśmienitego pieczywa. Córka Ramony, Sophie spodziewa się pierwszego dziecka, dowiaduje się, że jej mąż został ciężko ranny w Afganistanie i przetransportowany do szpitala w Niemczech, musi do niego polecieć. Prosi matkę o zaopiekowanie się jej pasierbicą Katie. Dziewczyna nie miała łatwego życia, jak na swoje trzynaście lat jest bardzo dojrzała i odpowiedzialna, zajmowała się swoją uzależnioną od narkotyków matką, często głodowała. Początkowo nieufnie podchodzi do Ramony, boi się przyzwyczajać do nowych warunków, zaufać, przyznać się przed samą sobą, że dobrze być otoczoną opieką - chce pozostać lojalna wobec matki.
Zaczyn chlebowy w tej książce odebrałam jako symbol relacji rodzinnych, przekazywany sobie wzajemnie, trzeba o niego dbać, dokarmiać, jest indywidualny - ma w sobie rys każdej osoby, która się nim zajmuje i najważniejsze, są sposoby, aby go ratować, odtworzyć na nowo.
Plusem tej książki są ciekawie przedstawione więzi między kobietami: matki-córki lub między siostrami, które nie należą do prostych, jest tam sporo żalu i konfliktów, a jednocześnie jest to powieść o olbrzymiej sile i wartości rodziny.
Minusem, za który dałam niższą ocenę, jest wątek miłosny, który moim zdaniem, wypadł sztucznie i kiczowato, nie przekonał mnie. To ta odrobina cukru za dużo, co nie zmienia faktu, że "Receptę na miłość" pochłania się z przyjemnością.
Obiecałam sobie, że w czasie jesiennych chłodów, zgłoszę się do ukochanej mamuśki, na nauki pieczenia ciasta drożdzowego. ;)
PS. Gdyby ktoś miał ochotę poczytać książkę popularnonaukową o chlebie, to polecam
"Chleb nasz powszedni: O pieczywie w obrzędach, magii, literackich obrazach i opiniach dietetyków" Piotra Kowalskiego
*antenat - przodek zarówno w linii ojca, jak i matki
*antenat - przodek zarówno w linii ojca, jak i matki
Pamiętam chleb pieczony przez zakonnice w moim rodzinnym mieście. Taki mały sklepik z boku kościoła, w którym można było kupić wyłącznie chleb i biały barszcz w butelce... Nie raz po szkole kupowałyśmy z koleżankami ćwiartkę gorącego, dużego bochenka i wyżerałyśmy wracając do domu...
OdpowiedzUsuńNapisy na zdjęciach robię w programie Picasa. Po zainstalowaniu programu (bezpłatny) otwierasz nim zdjęcie, potem edytuj i bardzo łatwo można wprowadzić tekst.
Dobrego dnia! :)
nie raz i nie dwa; oczywiście nieraz, bo często!
UsuńPowinna być edycja komentarzy! ;))
Dzięki! Próba dodania napisu zakończona sukcesem.
UsuńTeż często brakuje mi możliwości edytowania komentarzy.
Ciekawa książka, na pewno poszukam :)
OdpowiedzUsuńDobrze się ją czyta! Liczę, że jak sama po książkę sięgniesz, też tak stwierdzisz.
UsuńDziękuję za odwiedziny na blogu i komentarz! :)
Tak smakowicie opisałaś tę książkę, że zgłodniałam. :D Jak się nad tym zastanowić, to faktycznie chleb ma znaczącą rolę w naszym życiu, mimo że na co dzień się o tym nie myśli.
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemny blog, pozdrawiam! :)
Dziękuję i zapraszam częściej w moje skromne progi! :)
UsuńBardzo ciekawa lektura się zapowiada :) Nie przypominam sobie, bym czytała kiedyś książkę, w której głównym motywem był chleb :)
OdpowiedzUsuńMoże z tym chlebem, nie jest to główny i najważniejszy wątek w książce, ale w moim odczuciu dość istotny i scalający. A po jej lekturze ma się ochotę coś upiec lub przynajmniej pobiec do pobliskiej piekarni po jakiś świeży, chrupiący wypiek. :P
Usuń