Tytuł oryginału: Basilisk
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2009
Tłumacz: Piotr Kuś
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2009
Tłumacz: Piotr Kuś
Ocena: 2/6
Trójki e-pik już nie ma, na szczęście przyłączyłam się do tej zabawy później i chociaż nowe kategorie nie pojawiają się, zostało mi wiele do nadrobienia. Na ten miesiąc wybrałam kategorię z kwietnia 2012 - Horror. Metodą "chybił-trafił", snując się między półkami, wypożyczyłam "Bazyliszka" Grahama Mastertona. Był to zdecydowanie chybiony "los".
Już od pierwszych stron autor serwuje, tak ograne chwyty, że nie robi to żadnego wrażenia, książka w ogóle nie była straszna, jest pozbawiona jakiegokolwiek napięcia.
Naturalnie mamy rzęsisty deszcz, dom starców - oczywiście jest to ponury budynek, którego mroczność ma podkreślać ponura rzeźba gargulca spoglądająca na wszystkich wchodzących jakby wiedziała, że "szanse większości tych ludzi na opuszczenie tego przybytku inaczej niż w trumnie są niewielkie"[1]. Mógłby to być dom wariatów, przecież szaleńców i staruszków nikt nie słucha, nie traktuje poważnie, a to właśnie oni pierwsi widzą, że coś niedobrego się dzieje i ostrzegają otoczenie. Pani Doris Bellman, pensjonariuszka Domu Spokojnej Starości Murdstone, skarży się doktor Grace Underhill, na nocne hałasy, dodajmy, że oczywiście dziwne, połączone z wrzaskami i przypominające dźwięk ciężkich pakunków ciągniętych korytarzem. Pojawia się postać doktora Zaubera, oczywiście dziwnego cudzoziemieca, który "wygląda raczej na pracownika kostnicy niż dyrektora domu starców"[2], oskarżanego przez Doris o konszachty z szatanem.
Oczywiście są też dziwne badania i doświadczenia naukowe. Biolog molekularny, kryptozoolog Nathan Underhill pracuje nad wyhodowaniem gryfa, jego praca nie jest traktowana poważnie przez środowisko naukowe, a "niejeden przywódca religijny oskarżył go, że wykonuje pracę godną diabła"[3]. Podczas rozbijania jajka, z którego wykluwa się gryf, wydobywa się smród, oczywiście, siarki. Dotychczasowe prace badawcze zakończyły się fiaskiem, profesor Underhill doprowadził "do powstania dwudziestu ośmiu jaj i jednego martwego gryfa"[4]. Nie wie gdzie popełnia błąd. Lecz jest ktoś, kto wie czego zabrakło. I tutaj wracamy do Zauberta, który także pracuje nad wskrzeszeniem mitycznych stworzeń i któremu, dzięki alchemii oraz czarnej magii, to się udało. No i w końcu zjawia się bohater tytułowy, który jak wiemy z pochodzenia jest Polakiem. Akcja książki przenosi się do Krakowa.
W tej książce wszystko jest stereotypowe, stereotypowy złoczyńca, stereotypowy naukowiec, stereotypowy zbuntowany nastolatek, stereotypowa dziennikarka i stereotypowy Polak (nie bazyliszek), oczywiście z wąsami, całujący kobiety po rękach, wcinający bigos i pijący wódkę. Zazwyczaj jestem łagodna w ocenianiu, ale Schleimgeist - "w jednej trzeciej kałamarnica, w jednej trzeciej ślimak i w jednej trzeciej człowiek"[5] oraz Nathan biegający z solą kuchenną, żeby go pokonać, pokonali i mnie. Ręce mi opadły. Jedynym plusem jest to, że książka pasuje również do wyzwania ejotka "Pod hasłem" i hasła "bez spacji".
[1] "Bazyliszek" Masterton Graham, Rebis, Poznań 2009, s. 51.
[2] Tamże, s. 11.
[3] Tamże, s. 15.
[4] Tamże, s. 29.
[5] Tamże, s. 249.
A mnie się podobało, ja ogółem lubię Mastertona :)
OdpowiedzUsuńMastertona jeszcze nie skreślam, kiedyś czytałam "Zwierciadło piekieł" i po lekturze bałam się przejść obok lustra. Podczas "Bazyliszka" nie bałam się ani trochę, ani minutę, te wszystkie potwory z człowieko-ślimakiem na czele kojarzyły mi się z "Atakiem pomidorów zabójców". Wolę horrory z większą dawką tajemniczości.
Usuń