Od stosików uginają się półki i parapet, biblioteczne terminy zwrotu książek zbliżają się nieuchronnie, o czym przypominają przychodzące na skrzynkę e-mailową powiadomienia. Trzeba pójść i oddać książki, ale jak to zrobić, żeby nie powiększyć stosików i nie przytaszczyć kolejnej partii. Już się nie łudzę, że jestem w stanie oddać książki nie wypożyczając nowych. Jedynym rozwiązaniem okazała się lista z konkretnymi tytułami, najlepiej takimi, które nie przeszkodzą w czytaniu już czekających "cegiełek". W takich razach lubię sięgać po książki Martyny Wojciechowskiej z serii "Kobieta Na Krańcu Świata". Dzięki tym niepozornym objętościowo książkom można się przenieść w najegzotyczniejsze miejsca na ziemi. Każda część tego cyklu zawiera esencję wiedzy o opisywanym kraju, odrobinę informacji historycznych, geograficznych (np. klimat) i praktycznych (np. jak się tam dostać, kiedy najlepiej jechać, na co uważać) oraz opisuje sytuację kobiet w danym państwie.
Wydawnictwo: G+J RBA
Rok wydania: 2012
Moja ocena: 4,0/6
Tym razem Martyna Wojciechowska zabrała mnie w podróż do odległej Azji, w odwiedziny u Bien Thi Nguen mieszkającej w pływającej po zatoce Ha Long wiosce Bo Nau. Książka zaopatrzona jest w piękne fotografie, oddające egzotykę Wietnamu, przybliżające również bohaterów reportażu: Bien, mającą słabość do markowych ubrań, jej babcię w tradycyjnym wietnamskim stroju, ale za to koniecznie w perłach.
Wietnam kojarzy mi się z biedą, ale bohaterka tej książki zaprzecza stereotypom, bo jej mieszkanie mimo pozornej toporności zaopatrzone jest w najnowsze sprzęty: wieże, telewizor i inne gadżety. Bien też nie przypomina zahukanej Wietnamki, to pełna energii bizneswomen w markowych, jak na nasze standardy trochę wyzywających ciuchach.
Książka napisana jest bardzo przystępnie i lekko. Największe wrażenie zrobił na mnie fragment o pandze, którą hoduje się w rzece Mekong, wędruje ona do źródeł, żeby się rozmnażać, ponieważ źródła Mekongu leżą poza granicami Wietnamu, ryby się wyłapuje i zmusza do rozmnażania w klatkach podając samicom oksytocynę, hormon uzyskiwany z moczu kobiet w zaawansowanej ciąży.
I podobnie jak Martyna nie tknęłabym tamtejszego przysmaku - ugotowanego kaczego jaja, w środku którego znajduje się mały kaczy pisklaczek, z maleńkim dzióbkiem, piórkami... Blee! Nie jestem spożywczo tak otwarta jak mi się wydawało.
Wydawnictwo: G+J RBA
Rok wydania: 2011
Moja ocena: 4,0/6
W kolejną podróż Martyna zabrała mnie do Boliwii. Nie miałam pojęcia, że to najbiedniejszy, najsłabiej rozwinięty i najbardziej odizolowany kraj Ameryki Południowej. Sytuacja i pozycja kobiet jest naprawdę nie do pozazdroszczenia. Czego można się podziewać skoro kobiety po hiszpańsku nazywa się "Sexo débil".
Boliwię poznajemy przez pryzmat losów 33 letniej Giovanny Silvii Huanapaco Vielelas Viela, zapaśniczki posługującej się pseudonimem Carmen Rojas. Kobiety po przejściach, bitej i zdradzanej przez męża, który zostawił ją z dwójką dzieci bez środków do życia. Carmen zawsze marzyła o tym by zostać zapaśniczką, znalazła w sobie dość siły i determinacji, by po latach poniżania przez męża wyjść na prostą i spełnić to marzenie oraz udowodnić sobie, dzieciom i byłemu mężowy, że jest coś warta. Walki niestety nie dają bohaterce wystarczających dochodów by godnie żyć, ale za to dzięki zapasom zyskuje poczucie wolności. To poruszająca historia o walce o własne marzenia i godność, o to by nie dać sobie wmówić różnych rzeczy i nie tkwić w roli ofiary.
Wrażenie zrobił na mnie "targ czarownic", możemy tam kupić suszone żaby, wypchanego pancernika, figurki, świece, kadzidła i amulety, zasuszone zwłoki nietoperza - na problemy z płucami, lisią łapkę - żeby dzieci nie chorowały, kawałek meteorytu - przeciw melancholii lub suszoną ptasią kupę odpędzającą wszelkie choroby i wiele innych mniej lub bardziej makabrycznych eksponatów.
targ czarownic
Źródło |