poniedziałek, 30 czerwca 2014

Podsumowanie czerwca

W czerwcu dopadł mnie kryzys, nie tyle czytelniczy, co blogowy. Zwątpiłam w sens i cel pisania bloga, dały o sobie znać kompleksy. A zaczęło się od tego, że po raz kolejny zetknęłam się z postawą w stylu "Gdybym nie miał nic do roboty, to też bym czytał". Z czytania nie potrafię zrezygnować, ale do pisania nie miałam już takiej motywacji.

Czerwiec:
  1. "Wczesne sprawy Poirota" Christie Agatha  ocena: 4/6 
  2. "Nomen Omen" Kisiel Marta ocena: 4/6 [własna półka]
  3. "Zanzibar" Wojciechowska Martyna ocena: 5/6 
  4. "Widziałem ją tej nocy" Jančar Drago ocena: 5,5/6
  5. "W ogóle i w szczególe: Eseje poufałe" Fadiman Anne ocena: 4/6
  6. "Miłość od ostatniego wejrzenia" Rudan Vedrana ocena: 4/6
  7. "Trup: Od biologii do antropologii" Thomas Louis-Vincent ocena: 4/6
  8. "Riwne / Rowno" Irwaneć Ołeksandr ocena: 3/6
  9. "Klub Miłośniczek Czekolady" Matthews Carole ocena: 3,5/6
  10. "Życie na poczekaniu" Szymborska Wisława ocena 5/6
    "Proszę mnie przytulić" Wechterowicz Przemysław, Dziubak Emilia ocena: 5/6 Z okazji Polskiego Dnia Przytulania :)

    poniedziałek, 23 czerwca 2014

    Trup i "na zdrowie"

    Ludzie zawsze potrafili wykorzystywać wczesne oznaki dla weryfikacji faktu zgonu. Odsłuchiwanie serca znane było już starożytnym: "Cor primum vivens, ultimum moriens". Aby upewnić się, że zmarły już nie oddycha, stawiano także kubek wody na dolną część mostka (wyrostek mieczykowaty), bądź podkładano pod nos lustro, płomień świecy albo puch: w czasie złożenia Chrystusa do grobu, jak mówią opowieści o Męce Pańskiej, "położono mu wedle zwyczaju puchowe pióro pod nos, które zostawiono na przepisowy czas, czyli piętnaście minut". Rozmaite średniowieczne testamenty podają, że drażniono również podeszwy domniemanego trupa (stosowano także chłostanie, cięte bańki, łaskotanie); termin croque-mort (karawaniarz, dosł. "ten, kto gryzie zmarłego" - przyp. tłum.) miałby właśnie pochodzić od zwyczaju gryzienia palucha stopy zmarłego, żeby przekonać się czy zdolny jest on jeszcze do reakcji; w tej samej intencji łaskotano również wnętrze nosa; wyrażenie "Na zdrowie", kierowane do osoby kichającej, określa właśnie radość z widzenia jej przy życiu, zdolnej do takiej reakcji.*

    Źródło



    * "Trup: od biologii do antropologii" Thomas Louis-Vincent, tłum. Kocjan Krzysztof, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1991, s. 15

    niedziela, 22 czerwca 2014

    Niedziela z Szymborską

    Atlantyda

    Istnieli albo nie istnieli.
    Na wyspie albo nie na wyspie.
    Ocean albo nie ocean
    połknął ich albo nie.

    Czy było komu kochać kogo?
    Czy było komu walczyć z kim?
    Działo się wszystko albo nic
    tam albo nie tam.

    Miast siedem stało.
    Czy na pewno?
    Stać wiecznie chciało.
    Gdzie dowody?

    Nie wymyślili prochu, nie
    Proch wymyślili, tak.

    Przypuszczalni. Wątpliwi.
    Nie upamiętnieni.
    Nie wyjęci z powietrza,
    z ognia, z wody, z ziemi.

    Nie zawarci w kamieniu
    ani w kropli deszczu.
    Nie mogący na serio
    pozować do przestróg.

    Meteor spadł.
    To nie meteor.
    Wulkan wybuchnął.
    To nie wulkan.
    Ktoś wołał coś.
    Niczego nikt.

    Na tej plus minus Atlantydzie.*

    Czytając ten wiersz słyszałam dźwięk fortepianu i głos Grzegorza Turnaua.


    Cebula

    Co innego cebula.
    Ona nie ma wnętrzności.
    Jest sobą na wskroś cebula
    do stopnia cebuliczności.
    Cebulasta na zewnątrz,
    cebulowa do rdzenia,
    mogłaby wejrzeć w siebie
    cebula bez przerażenia.

    W nas obczyzna i dzikość
    ledwie skórą przykryta,
    inferno w nas interny,
    anatomia gwałtowna,
    a w cebuli cebula,
    nie pokrętne jelita.
    Ona wielekroć naga,
    do głębi itympodobna.

    Byt niesprzeczny cebula,
    udany cebula twór.
    W jednej po prostu druga,
    w większej mniejsza zawarta,
    a w następnej kolejna,
    czyli trzecia i czwarta.
    Dośrodkowa fuga.
    Echo złożone w chór.

    Cebula, to ja rozumiem:
    najnadobniejszy brzuch świata.
    Sam się aureolami
    na własną chwałę oplata.
    W nas - tłuszcze, nerwy,
    żyły, śluzy i sekretności.
    I jest nam odmówiony
    idiotyzm doskonałości.**


    Życie na poczekaniu

    Życie na poczekaniu.
    Przedstawienie bez próby.
    Ciało bez przymiarki.
    Głowa bez namysłu.

    Nie znam roli, którą gram.
    Wiem tylko, że jest moja, niewymienna.

    O czym jest ta sztuka,
    zgadywać muszę wprost na scenie.

    Kiepsko przygotowana do zaszczytu życia,
    narzucone mi tempo akcji znoszę z trudem.
    Improwizuję, choć brzydzę się improwizacją.
    Potykam się co krok o nieznajomość rzeczy.
    Mój sposób życia zatrąca zaściankiem.
    Moje instynkty to amatorszczyzna.
    Trema, tłumacząc mnie, tym bardziej upokarza.
    Okoliczności łagodzące odczuwam jako okrutne.

    Nie do cofnięcia słowa i odruchy,
    nie doliczone gwiazdy,
    charakter jak płaszcz w biegu dopinany -
    oto żałosne skutki tej nagłości.

    Gdyby choć jedną środę przećwiczyć zawczasu,
    albo choć jeden czwartek raz jeszcze powtórzyć!
    A tu już piątek nadchodzi z nie znanym mi scenariuszem.
    Czy to w porządku - pytam
    (z chrypką w głosie,
    bo nawet nie dano mi odchrząknąć za kulisami).

    Złudna jest myśl, że to tylko pobieżny egzamin
    składany w prowizorycznym pomieszczeniu. Nie.
    Stoję wśród dekoracji i widzę jak są solidne.
    Uderza mnie precyzja wszelkich rekwizytów.
    Aparatura obrotowa działa od dłuższej już chwili.
    Pozapalane zostały nawet najdalsze mgławice.
    Och, nie mam wątpliwości, że to premiera.
    I cokolwiek uczynię,
    zamieni się na zawsze w to, co uczyniłam.***


    * "Życie na poczekaniu" Wisława Szymborska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1996,  s.27
    ** "Życie na poczekaniu" Wisława Szymborska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1996, s. 37
    *** "Życie na poczekaniu" Wisława Szymborska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1996, s.39

    niedziela, 15 czerwca 2014

    Wiersz usłyszany w radio

    * * *
    Kto szuka Cię, już znalazł Ciebie;
    Już Cię ma, komu Ciebie trzeba;
    Kto tęskni w niebo Twe, jest w niebie;
    Kto głodny go, je z Twego chleba.

    Nie widzą Ciebie moje oczy,
    Nie słyszą Ciebie moje uszy;
    A jesteś światłem w mej pomroczy,
    A jesteś śpiewem w mojej duszy!

    Leopold Staff

    czwartek, 5 czerwca 2014

    Podsumowanie maja

    Dziwny był to miesiąc. Wszystkie książki mi się podobały (to nie jest dziwne), czas był i chęci do czytania też (dalej nie to), ale takiego w trybie spacerowym, spokojnym, niespiesznym (i to właśnie było nietypowe w tym miesiącu). Stąd lista tytułów,  nawet jak na mnie, dość skromna. Po raz pierwszy nie miałam z tego powodu żadnych kompleksów i nie robiłam sobie wyrzutów. Przekonałam się, jak miło pobyć z książką i w książce, nie rozmyślając o tych z listy kolejkowej.
    Większość maja spędziłam w XVII wiecznej Francji z dzielnymi muszkieterami, którzy w książkowej wersji okazali się nie tak kryształowi, jak można by sądzić na podstawie obejrzanych ekranizacji. Oj, mieli panowie swoje za uszami i do Skrzetuskiego zupełnie niepodobni! ;)
    Wyzwanie "Pod hasłem" zmobilizowało mnie do sięgnięcia, po polecane mi przez koleżankę, "Śniadanie mistrzów" Kurta Vonneguta. Książka z gatunku "pokręconych", zabawna lecz jednocześnie schizofreniczna i trochę przerażająca.
    Później było trochę poezji i na koniec, najlepsza książka tego miesiąca: "Rok, który wszystko zmienił".

    1. "Trzej muszkieterowie" Dumas Aleksander  ocena: 4/6
    2. "Śniadanie mistrzów" Vonnegut Kurt ocena: 4/6
    3. "Stale w kratkę" Twardowski Jan 
    4. "Rok, który wszystko zmienił" Bockoven Georgia
     

    Podsumowanie zrobione. Jestem gotowa na czerwcowe lektury!

    niedziela, 1 czerwca 2014

    "Rok, który wszystko zmienił" Bockoven Georgia

    Tytuł oryginału: The Year Everything Changed
    Wydawnictwo: Prószyński Media
    Rok wydania: 2013
    Tłumacz: Marta Kisiel-Małecka
    Ocena: 5/6

    Pierwszy raz wypożyczyłam książkę ze względu na nazwisko tłumacza. Chciałam sprawdzić jakie książki autorstwa Marty Kisiel posiada biblioteka. Oprócz mojego ukochanego "Dożywocia", niestety nic. Ale przecież oprócz bycia "ałtorką", Pani Marta jest "tłumaczem z zaskoczenia", co też w wyszukiwaniu uwzględnił biblioteczny katalog online. Nazwisko Kisiel-Małecka plus zachęcająca nota wydawcy sprawiły, że czym prędzej "Rok, który wszystko zmienił" zamówiłam. I powiem, warto było!

    Jest to czytadło z gatunku "ku pokrzepieniu", które trochę odczarowało lekki marazm czytelniczy męczący mnie ostatnio. Kojarzyło mi się z "Niebem Montany" Nory Roberts, ale o ile tam ważny był wątek kryminalny, to w tej książce ważniejsze są tworzące się między siostrami relacje.
    Jessie Reed umiera na raka, wie, że zostało mu niewiele czasu. Przed śmiercią, chce spotkać się ze swoimi czterema córkami, które zostawił, gdy były dziećmi. O pomoc w ich odnalezieniu prosi prawniczkę Lucy. Jessie domyśla się, że Elizabeth, Ginger, Rachel i Christina go nienawidzą i mają ogromny żal, że nie zechcą się z nim zobaczyć. Pragnie im wyjaśnić, że chociaż odszedł, to nigdy o nich nie zapomniał, że nie były mu obojętne. 
    Lubię historie, w których cząstkowe prawdy składają się na całość i pokazują, że nic nie jest czarno-białe.

    Z jednej strony nie mogłam tej powieści odłożyć, na przykład przed snem miałam przeczytać tylko jeden rozdział i tak tych "ostatnich" rozdziałów uzbierało się zawsze sporo stron. Z drugiej nie chciałem jej zbyt szybko kończyć. Przywiązałam się do bohaterek tej książki, ich spraw i nie miałam ochoty się z nimi rozstawać.
    Swoją drogą można by sądzić, że Ameryka cierpi na wysyp wyrodnych ojców milionerów. ;)

    Książkę zaliczam do wyzwania:
    Czytam Opasłe Tomiska