piątek, 27 grudnia 2013

"Podarunek" Ahern Cecelia

Tytuł oryginału The Gift
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2010
Tłumacz: Dominika Lewandowska
Ocena: 5/6

 Jeszcze nigdy nie byłam tak zaopatrzona w świąteczną literaturę jak w tym roku. Ostatnią książką w kolejce został "Podarunek" Cecelii Ahern. Zależało mi na przeczytaniu jej jeszcze w święta. Ten typ książek muszę czytać, kiedy jestem jeszcze w "świątecznym amoku". O ile po "Strajk na Boże Narodzenie" i "Stokrotki w śniegu" raczej nie sięgałabym w innym, niż bożonarodzeniowy, czasie, to "Podarunek" wydaje mi się z tych trzech książek najbardziej uniwersalny. Chociaż akcja toczy się tuż przed Bożym Narodzeniem, ten czas jest raczej pretekstem pozwalającym uwypuklić pewne elementy w podejściu do życia głównego bohatera. Bez szkody dla wydarzeń w niej zawartych i przesłania, akcja mogłaby mieć miejsce w każdym momencie roku kalendarzowego.
Głównym bohaterem "Podarunku" jest Lou Suffern, człowiek sukcesu, a raczej człowiek usilnie za tym sukcesem goniący, w ciągłym ruchu, pośpiechu, na nic nie ma czasu, "Lou Suffern zawsze musiał być w dwóch miejscach jednoczenie "*s.29. Przystojny, z idealnym uśmiechem, w doskonale skrojonym i dopasowanym garniturze - typowy korporacyjny szczur, dla którego praca stanowi priorytet. Lou nie jest złym człowiekiem, raczej zagubionym i ze złym systemem wartości, żyje w przekonaniu, że tylko z pracy mogą go zwolnić, rodzina jest na dalszym planie.
W pewien mroźny wtorkowy poranek, w drodze do biura, Lou zatrzymuje się przy bezdomnym, którego częstuje swoją kawą. Zaczynają rozmawiać. Lou zaskoczyła spostrzegawczość Gabriela. Gabe, niewidoczny dla większości przechodzących obok niego ludzi, jest doskonałym obserwatorem. 
W firmie, gdzie pracuje nasz bohater, zwolniło się kierownicze stanowisko. Osoba, która na nim pracowała przeszła załamanie nerwowe, koledzy nie współczuli długo Cliffowi. Teraz każdy w firmie chce zdobyć jego stanowisko, większe biuro, lepsze zarobki, tak upragniony kolejny szczebel na drabinie sukcesu. Tylko w tym wyścigu nie ma co liczyć na fair play. Lou chcąc wykorzystać spostrzegawczość Gabe'a załatwia mu pracę. 
Spotkanie z Gabrielem zmienia życie Lou,  nie wszystko toczy się po myśli głównego bohatera, ale zyskuje on coś naprawdę cennego. Nie zawsze to czego potrzebujemy jest tym  co chcemy i o co prosimy. Gabriel i jego dar wzbudzają w Lou niepokój.
W tej książce najbardziej podobało mi się to, że przemiana przebiegała stopniowo, nie jest łatwa dla Lou. To już nie jest zmiana jak za pomocą "pstryczka", a raczej wewnętrzna walka.
Książka z pięknym i mądrym przesłaniem nie tylko na Święta.

wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych Świąt

Źródło
Z okazji Bożego Narodzenia życzę Wam spełnienia marzeń, czytelniczych i nie tylko, umiejętności cieszenia się małymi rzeczami oraz życzliwych ludzi na Waszej drodze.
A w Nowym Roku - sprostania wszystkim wyzwaniom i planom czytelniczym. ;)

piątek, 20 grudnia 2013

Dobre wychowanie

Przekonałam się dzisiaj, że kulturalnych ludzi nie brak.  Jak miło :/

"Kwoka" Jan Brzechwa*

Proszę pana, pewna kwoka
Traktowała świat z wysoka
I mówiła z przekonaniem:
"Grunt to dobre wychowanie!"
Zaprosiła raz więc gości,
By nauczyć ich grzeczności.
Pierwszy osioł wszedł, lecz przy tym
W progu garnek stłukł kopytem.
Kwoka wielki krzyk podniosła:
"Widział kto takiego osła?!"
Przyszła krowa. Tuż za progiem
Zbiła szybę lewym rogiem.
Kwoka gniewna i surowa
Zawołała: "A to krowa!"
Przyszła świnia prosto z błota.
Kwoka złości się i miota:
"Co też pani tu wyczynia?
Tak nabłocić! A to świnia!"
Przyszedł baran. Chciał na grzędzie
Siąść cichutko w drugim rzędzie,
Grzęda pękła. Kwoka wściekła
Coś o łbie baranim rzekła
I dodała: "Próżne słowa,
Takich nikt już nie wychowa,
Trudno... Wszyscy się wynoście!"
No i poszli sobie goście.
Czy ta kwoka, proszę pana,
Była dobrze wychowana?

* Źródło: http://czasdzieci.pl

poniedziałek, 16 grudnia 2013

"Stokrotki w śniegu" Evans Richard Paul

Tytuł oryginału The Christmas List
Wydawnictwo: Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Rok wydania: 2012
Tłumacz: Ewa Bolińska-Gostkowska
Ocena: 5,5/6

 Aż mam ochotę zakrzyknąć za Herkulesem Poirot "Jakim byłam głupcem!". Książki Evansa omijałam szerokim łukiem, w ich recenzje też nie wczytywałam się zbyt uważnie. Jego twórczość kojarzyła mi się z ckliwymi obyczajowo-romansowymi powieścidłami, na które w dodatku trzeba  ustawiać się w bibliotecznej kolejce.
Gdyby nie zimowa kategoria w wyzwaniu  i szczęśliwy traf, że książka była dostępna w jednej z filii, dalej tkwiłabym w swoim uprzedzeniu.
Wieczorem miałam ją tylko przejrzeć i najwyżej przeczytać jeden rozdział, ale zatopiłam się w tej historii na całą noc, a odłożyć mogłam dopiero po skończeniu ostatniej strony.
Poprzednia książka mówiła o przygotowaniu do świąt, dekoracjach, potrawach, ważniejsza była w niej "forma" świąt. "Stokrotki w śniegu" też opowiadają o Bożym Narodzeniu, ale tutaj nacisk jest położony na "treść", wartości, o których zapominamy w codziennym zabieganiu. Wartości, o których wolimy nie pamiętać, ponieważ przeszkadzają we współczesnym "wyścigu szczurów", gdzie silniejszy zjada słabszego, gdzie panuje zasada, albo my ich albo oni nas. Wygodniej nie widzieć jak takim myśleniem szkodzimy innym i sobie. Główny bohater jest ekstremalnym przykładem takiego "szczura": arogancki, bezlitosny, okrutny. "Stokrotki" są kolejną odsłoną, interpretacją "Opowieści wigilijnej", a James Kier to godny następca Ebenezera Scrooge'a. Nic więcej nie powiem, bo mogę zdradzić za dużo. Polecam zaopatrzyć się w chusteczki, podczas czytania oczy mogą się "pocić".

Wyzwanie trójka e-pik Grudzień 2013 - książka zimowa (zima w tytule/ akcja dzieje się zimą)

niedziela, 15 grudnia 2013

"Strajk na Boże Narodzenie" Roberts Sheila

Tytuł oryginału On Strike for Christmas
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2011
Tłumacz: Joanna Szatkowska
Ocena: 4/6

Sądząc po świątecznych filmach ("Święta Last Minute", "Wesołych Świąt" z Dannym DeVito czy  "Świąteczna gorączka" z Arnoldem Schwarzeneggerem) Amerykanie traktują święta bardzo poważnie. Ozdobienie domu wewnątrz i przede wszystkim na zewnątrz, to sprawa honoru i element olbrzymiej rywalizacji. Świąteczne przyjęcia muszą spełniać wysokie standardy i dorównywać tym prezentowanym w programach Marthy Stewart. Przypominające polowanie przedświąteczne zakupy, podczas których można stracić nie tylko pieniądze. A całe to zamieszanie rozpoczyna się tuż po Święcie Dziękczynienia.

Właśnie w Święto Dziękczynienia rozpoczyna się akcja "Strajku na Boże Narodzenie". Bohaterkami są przyjaciółki z klubu robótek ręcznych. Są zmęczone całym tym przygotowywaniem, a najgorsze jest to, że najbliżsi w ogóle nie doceniają ich wysiłków i pracy włożonej w organizację świąt. Mąż Laury, Glen, uważa, że zorganizowanie przyjęcia to "mały pikuś". Mąż Joy nienawidzi świątecznych spotkań i marzy "żeby choć raz Grinch ukradł święta"*. Reszta mężów też nie jest lepsza.
Żeby dać nauczkę mężowi Joy postanawia ogłosić strajk, swoim pomysłem dzieli się w klubie z koleżankami, które także postanowiły się przyłączyć do bożonarodzeniowego protestu. Informacja trafia do prasy,  od tego momentu miasteczko Holly żyje strajkiem.

O tym kto i jaką otrzymał nauczkę dowiecie się z lektury. Książka idealna na przedświąteczny okres.

Wyzwanie trójka e-pik Grudzień 2012 - powieść z motywem Świąt Bożego Narodzenia

* "Strajk na Boże Narodzenie" Roberts Sheila,  Świat Książki, Warszawa 2011, s. 24

poniedziałek, 9 grudnia 2013

"Pora przypływu" Christie Agata

Tytuł oryginału: Taken at the flood
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Rok wydania: 2011
Tłumacz: Tadeusz Jan Dehnel
Ocena: 5/6

"Charakter ludzki, mon cher, nie trwa w bezruchu. Może umacniać się. Może słabnąć. Jakim człowiek jest naprawdę ujawnia dopiero próba, to znaczy moment, kiedy musi on stanąć na własnych nogach albo upaść."*
Jednym z najcięższych faux pas wśród czytelniczej braci jest "spoilerowanie" czyli zdradzanie zakończenia. Szczególnie przy kryminałach, takiego grzechu się nie wybacza! Czy film można uznać za spoiler książki? Na poznanie treści i zakończenia naraziłam się sama oglądając ekranizacje książek z wyśmienitym Davidem Suchetem w roli Herkulesa Poirota.
Do tej pory byłam zwolenniczką teorii "Najpierw książka, potem film", ale przy tym cyklu zaczynam zmieniać zdanie. Znajomość książki przeszkadzała mi  w oglądaniu i odbiorze filmów, włączało się "czepialstwo": co jest zmienione, przecież w książce było inaczej, itp. - nie mogłam się skupić. W przypadku "Pory przypływu"  pierwsza była ekranizacja i to jedna z bardziej udanych, moim zdaniem. Gdy zaczynałam lekturę doskonale pamiętałam kto zabił i dlaczego, znałam wzajemne relacje i motywy bohaterów, ale ta wiedza  w najmniejszym stopniu  nie zakłóciła mi przyjemności z czytania. Nawet sprawiła sporo frajdy.
Gordon Cload, bezdzietny bogacz, miał ogromny wpływ na swoją rodzinę, jej członkowie nie musieli się o nic martwić, mieli mieć zapewnioną przez Gordona dostatnią przyszłość. On sam ich tego nauczył i przyzwyczaił do myśli o wsparciu finansowym. Opłacał wszystkie rachunki siostry, bratu obiecywał, że po jego śmierci tamten będzie bogaty, Rowleyowi obiecał wsparcie finansowe w prowadzeniu farmy. Plany na przyszłość, poczucie bezpieczeństwa wszystkich członków tej rodziny opierały się na  pieniądzach milionera i spodziewanym spadku.
Wszystkie te plany zniweczyło niespodziewane małżeństwo Gordona i jego nagła śmierć. Milioner ginie podczas nalotu nie zostawiwszy uwzględniającego  jego rodzinę testamentu. Wybuch przeżyła tylko młodziutka Rosaleen oraz jej brat Dawid i to w ich ręce trafia majątek. Nie trzeba chyba mówić, że taka sytuacja nie zachwyciła nikogo z Cloadów. Ich jedyną nadzieją są plotki związane z pierwszym małżeństwem wdowy. 
"Co stanie się z bluszczem, gdy padnie dąb, który bluszcz oplata?"* i jak przebiega śledztwo, w czasie którego nic nie jest takie jak powinno, a cała sprawa idzie na opak. Zapraszam do lektury!

Trójka e-pik  Luty 2013 Książka ulubionego autora
Pod hasłem Hasło grudnia - Dobranoc

Grudzień to czas podsumowań. 
Jednym  z moich tegorocznych czytelniczych planów, było przeczytanie dwunastu książek z cyklu o Herkulesie Poirot. Nie udało mi się do końca z tego postanowienia wywiązać. Przeczytałam dziesięć:

1. "Morderstwo w Mezopotamii" styczeń
2. "Niedziela na wsi" styczeń
3. "Zbrodnia na festynie" luty
4. "Poirot prowadzi śledztwo" marzec
5. "Dwanaście prac Herkulesa" kwiecień
6. "Kot wśród gołębi" maj
7. "Wielka Czwórka" sierpień
8. "Tajemnica gwiazdkowego puddingu" wrzesień
9. "Zagadka Błękitnego Ekspresu" październik
10. "Pora przypływu" grudzień


*"Pora przypływu" Christie Agata, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2011, s. 168

piątek, 6 grudnia 2013

Kartka z kalendarza 2

z 25 października 2013

Jan Rurański odpowiada na proste pytania

Skąd słowo "herbata"?

Dlaczego polskie słowo "herbata" jest odmienne od większości określeń tego napoju na świecie? Najstarsza chińska nazwa napoju herbacianego wymawiana jest cza-i. Skąd wzięły się wszystkie azjatyckie, a także słowiańskie nazwy herbaty. Tak nazywają ją Rosjanie, Bułgarzy, Czesi, Serbowie. Hindusi wymawiają czhaj lub dżaj, Arabowie - szaj. Japończycy przejęli to słowo od Chińczyków jako tia i stąd pochodzi angielska nazwa herbaty tea oraz botaniczna łacińska - thea. Polska herbata, mówią językoznawcy, to zbitka słów łacińskich: herba, czyli ziele, i thea - herbata. Razem więc "ziele herbaciane". W Polsce widocznie dłużej niż w innych krajach sprzedażą herbaty zajmowali się aptekarze i stąd ta "apteczna" nazwa. Ciekawe, że naczynie do gotowania wody na herbatę nazwaliśmy czajnikiem, a do zaparzania - czajniczkiem. Jest to bliższe chińskiemu oryginałowi, choć na logikę powinniśmy mówić herbatnik.*

Źródło

* Źródło: Kalendarz 2013, Patronat: Dilmah, Wydawca: Oficyna Wydawnicza Przybylik

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Podsumowanie listopada

Listopad wypadł skromniej niż oczekiwałam
1. "W oparach absurdu" Słonimski Antoni, Tuwim Julian
2. "Cecylia i Eryk" Kowalski Marian  [WŁASNA PÓŁKA]
3. "Mały duszek" Preussler Otfried (ebook)
4. "Zapisywacze ojcowskiej miłości" Viewegh Michal
5. "Pieśń łuków: Azincourt" Cornwell Bernard [WŁASNA PÓŁKA] ocena: 3/6
Książka, która zajęła mi większą część listopada. Oceny na portalach dobre, opinie   pozytywne, a ja ledwo przez nią przebrnęłam.  Nie poczułam sympatii do żadnego z bohaterów, było mi wszystko jedno kto przeżyje, a kto zginie, myślałam tylko "Niech ta książka już się skończy!". Wiem, że wojna to nie bajka i różne rzeczy się dzieją. Ale postawa autora "No to teraz obalę mity rycerstwa i pokażę wam jak było naprawdę" nie przypadła mi do gustu. To epatowanie przemocą, gwałty, wyciekające wnętrzności, wydłubywanie oczu itd. "Pieśń łuków" zrobiła na mnie wrażenie  kiepskiego filmu historycznego, gdzie z za kostiumów widzimy np. u aktorek współczesny makijaż.
6. "Siła czasu" Zimbardo Philip G., Sword Rosemary, Sword Richard
7. "Druga szansa" Parsons Tony (audiobook czyta Marian Opania) ocena: 4/6
Najtrudniejsza kategoria w wyzwaniu e-pik, nie miałam pomysłu na książkę z liczbą. "Pieśń" i "Siła czasu" trochę mnie zmęczyły i potrzebowałam czegoś lekkiego. Traf chciał, że w internetowej księgarni natrafiłam na promocję audiobooków, baaardzo kuszącą promocję. Na tyle zachęcającą, że od "Drugiej szansy" nie odstraszyły mnie jej kiepskie notowania.  Tym razem wrażenia zdecydowanie pozytywne, duża w tym zasługa świetnej interpretacji Mariana Opanii.

czwartek, 28 listopada 2013

"Siła czasu" Zimbardo Philip G., Sword Rosemary, Sword Richard

Tytuł oryginału The Time Cure: Overcoming PTSD with the New Psychology of Time Perspective Therapy
Wydawnictwo: Wydawnictwo Naukowe PWN
Rok wydania: 2013
Tłumacz: Anna Cybulko
Redakcja naukowa: Maria Materska
Ocena: 4/6

Nie czytam poradników i książek psychologicznych, nie piszę, że w ogóle nie czytam, ponieważ nie lubię skreślać książek z powodu ich "przynależności gatunkowej". Strasznie trudno napisać mi opinię o tej książce. Nie jestem psychologiem, nie studiuję psychologii, więc nie mogę ocenić skuteczności lub nie, terapii  równoważeniem perspektyw czasu.*
Z nazwiskiem Zimbardo spotykałam się już wcześniej, kiedy próbowałam walczyć z nieśmiałością, ale do jego żadnej książki nie dotarłam. Ta jest pierwsza  i naprawdę mam mieszane odczucia.
Bardzo bym chciała, żeby ta teoria była tak skuteczne jak opisują to autorzy. Ale podczas czytania, cały czas, świeciła świeciła mi się nad głową ostrzegawcza lampka. Czułam się jakbym czytała prospekt reklamowy lub oglądała telezakupy, że chce mi się coś sprzedać. 
To wszystko wyglądało na zbyt proste, trudno mi uwierzyć, że ta terapia pomaga na wszystko, trudno mi uwierzyć w obiektywizm tej książki i zawarte w niej dane.
Historie opisane w "Sile czasu" są wstrząsające, musiałam robić sobie przerwy, ponieważ kompletnie się rozklejałam, zużyłam sporo chusteczek i jak pisałam wcześniej, bardzo chciałabym, żeby ta teoria się sprawdzała i pomagała, tak jak jest to przedstawione w książce.


TPT (time perspective therapy) - Punktem wyjścia jest uszanowanie traumy. Następnie terapia zmierza do zbudowania równowagi między przeszłością, teraźniejszością a przyszłością, co pozwoli osobie cierpiącej na PTSD pozostawić przeszłość za sobą i ruszyć w kierunku bardziej optymistycznej przyszłości. TPT jest rozwinięciem pojęcia paradoksu czasu". (s.22) 
Na fundament TPT składają się:
(1) rozumienie perspektyw czasu,
(2) szacunek dla traumy oraz rozumienie koncepcji urazu psychicznego i choroby psychicznej,
(3) wykorzystywanie technik oddechowych i wizualizacyjnych w celu wyciszenia się,
(4) wzmacnianie pozytywnej przeszłości,
(5) wzmacnianie zdrowego teraźniejszego hedonizmu,
(6) zachęcanie do zachowań prospołecznych oraz 
(7) wyznaczanie i realizowanie pozytywnych celów na przyszłość. (s.71)

niedziela, 24 listopada 2013

Bo każdy ma jakiegoś bzika

Tytuł: "Zapisywacze ojcowskiej miłości"
Tytuł oryginału: Zapisovatelé otcovský lásky
Autor:  Viewegh Michal
Wydawnictwo: Zysk i S-ka Wydawnictwo
Rok wydania: 2007
Tłumacz: Joanna Derdowska
Ocena: 4,5/6

 Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób.”
  Lew Tołstoj

Można też powiedzieć, że każda dziwaczna rodzina jest dziwna na swój wyjątkowy sposób. Jedno jest pewne, w tej czeskiej rodzinie dziwaków nie brakuje.  
Największymi są ojciec i syn, którzy w stresogennych sytuacjach chowają się pod stół. Syn, opisuje siebie, jako "nałogowego zapisywacza", zboczeńca mającego obsesję zapisywania wszystkiego: rzeczy, ludzi i sytuacji. Za namową swojej siostry Renaty, wydał swoje zapiski, dzięki czemu stał się znanym pisarzem. Sposób w jaki poradził sobie z pewnym krytykiem, jest jednym z najbardziej zapadających w pamięć momentów. 
Do spisywania wspomnień, w czasie wakacji, Renata namówiła też swojego ojca. Ojciec kocha swoją córkę wręcz bezkrytycznie, od jej narodzin fotografował, każdą chwilę jej życia. Sam o sobie mówi, że jest "niestety takim ostrożnym typem, który woli przyłączyć się do większości, żeby nie ryzykować" i "zamiast się na przykład zdrowo wkurzyć i walnąć w stół, to czasem niestety"* woli pod niego wejść. Jego zapiski, wydają się trochę nieudolne i kanciaste, ale są bardzo wzruszające.
Trzecią narratorką "Zapisków" jest dwudziestosiedmioletnia Renata, gospodyni talk show "Trzynasta komnata". W swoim programie gościła: "pięćdziesięciotrzyletnią prostytutkę, trzynastoletniego masochistę, pedofila, urofila"** i wielu innych, w tym swojego Bracholka. Obecny zawód może dziwić, ponieważ jako nastolatka nienawidziła być fotografowana. Z tej niechęci wyleczył ją dopiero 06.06.1986 jej pierwszy chłopak Wiktor, kiedy Renata miała 16 lat. 
Ta książka przypomina puzzle, obraz życia tej rodziny musimy ułożyć sobie z historii trójki narratorów. Czułam się trochę jakbym obserwowała ich w salonie krzywych luster.
Pierwsze wrażenie.
- Dziwna.

Czytam dalej.
- W pewien sposób pokręcona, ale zabawna.

Jeszcze dalej.
- Jednak trochę smutna.

Wesoło smutna opowieść o miłości, tęsknocie, odrzuceniu, złych wyborach - o życiu.

*s. 120
** s. 17
Wyzwania:
Czytam słowiańskich pisarzy listopad 2013: Czechy (Książka napisana po 1993)
Trójka e-pik listopad 2012: pisarz pochodzący z kraju sąsiadującego z Polską

sobota, 16 listopada 2013

"Mały Duszek" Preussler Otfried

Tytuł oryginału: Das Kleine Gespenst
Wydawnictwo: Bona
Rok wydania: 2011
Tłumacz: Hanna i Andrzej Ożogowscy
Ilustrował: Franz Josef Tripp
Ocena: 5/6
E-book

Co musi mieć porządne zamczysko? No, oczywiście ducha. Sowi Zamek ma małego Duszka, który równo z dwunastym uderzeniem puchaczowskiego ratuszowego zegara, rozpoczyna swoją nocną wędrówkę. Duszek zawsze nosi ze sobą kółko z trzynastoma kluczami, dzięki niemu ma możliwość otwierania wszystkich drzwi, bram, skrzyń, szuflad, a nawet pułapek na myszy. Godzinę duchów spędza najczęściej w zamkowym muzeum, za towarzystwo służą mu wtedy stare portrety. Mały Duszek to też lokalny patriota, nikt o tym nie wie, ale przed trzystu dwudziestu pięciu laty, to on, obronił Sowi Zamek i Puchaczowo przed szwedzkim generałem Torstenem Torstensonem i jego armią.  

Najbliższym przyjacielem duszka jest mądry puchacz Uhu-Szuhu, mieszkający w spróchniałym dębie, na najodleglejszym krańcu zamkowej góry. Przy ładnej pogodzie siadają na jednym z konarów i opowiadają sobie historie. 
Duszek, jako stworzenie nocne ogląda Puchaczowo tylko nocą i marzy o zobaczeniu miasteczka w świetle dziennym. Wiadomo, jak los chce kogoś pokarać, to spełnia jego życzenia. 

Czym różni się duszek dzienny od nocnego? Jakie zamieszanie spowodował nasz bohater w Puchaczowie? Zapraszam do lektury. 

To pierwszy ebook, który przeczytałam na moim czytniku. Plus, to możliwość powiększania tekstu, minus - nie można powiększyć ilustracji, oglądanie ich spowalnia trochę pracę czytnika i brakuje mi możliwości kartkowania. "Mały Duszek" to książka, która lepiej sprawdza się w wersji tradycyjnej. 

Autor:

poniedziałek, 11 listopada 2013

Ostatni Wiking Bałtyku


Tytuł: "Cecylia i Eryk" Kowalski Marian 
Wydawnictwo: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza
Rok wydania: 1990
Ocena: 4,5/6

Przykurzątko kupione za złotówkę z bibliotecznej półki. Lubię czasem sięgnąć po takie książki: żadnych opisów, ocen, informacji. Czytanie ich jest jak podróż w nieznane.
Powieść ta ma w sobie coś ze słuchowiska radiowego lub sztuki teatralnej. Niepozorna, oszczędna, lecz jednocześnie naładowana emocjami. Akcja toczy się dość wolno, ale atmosfera jest gęsta od tego, co niewypowiedziane, między wierszami.
Zaczyna się od wielkiej polityki. Przeciw Erykowi, władcy Norwegii, Danii i Szwecji, wybucha bunt. Rozgoryczony król chroni się na Gotlandii, zabiera ze sobą swoją kochankę Cecylię. Od tego momentu obserwujemy relacje między dwójką bohaterów, wydarzenia wielkiego świata toczą się gdzieś obok, zostali tylko oni. 
Książkę idealnie ilustruje okładka. Gra polityczna, gra w związku, maski, pozory, niepewność. O losach ludzi, jak w grze, decyduje przypadek.


Ciekawe strony:

piątek, 8 listopada 2013

"W oparach absurdu" Słonimski Antoni, Tuwim Julian

Wydawnictwo: Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe
Rok wydania: 1975
Ocena: 4/6

Rok 2013 zbliża się ku końcowi, a ja nie przeczytałam nic związanego z Powstaniem Styczniowym, ani z Tuwimem - "Lokomotywa" się nie liczy! Najpierw chciałam "rozprawić" się z Tuwimem, próbowałam przeczytać "Kwiaty polskie", ale to jeszcze nie czas, nie dałam rady. Poezję muszę jeszcze oswoić. 
W ramach przełamania listopadowego nastroju postanowiłam wypożyczyć  "W oparach absurdu" Słonimskiego i Tuwima - zbiór tekstów pisanych w latach 1920-1936, wydawanych jako dodatki primaaprilisowe m.in. do "Kuriera Porannego".
Ciężko wybrać te najlepsze teksty, większość książki miałam ochotę zapisać i podkreślić "wężykiem". Dziś te absurdy są tak samo aktualne jak prawie sto lat temu.

JAK UGASIĆ PRAGNIENIE ?
Zbliża się lato, a wraz z nim nieznośne upały. Nasze gosposie ucieszą się na pewno z podanego poniżej sposobu ugaszenia pragnienia. Nalewamy do zwyczajnej szklanki trochę wody (mniej więcej 3/4) i wprowadzamy do jamy ustnej. Potem krótkimi łykami wprowadzamy wodę do przewodu pokarmowego, a następnie dalej. Przed użyciem wstrząsnąć. s.27

CO PODAĆ DO STOŁU, GDY PRZYJDĄ GOŚCIE, A W DOMU NIC NIE MA
Świeżo upieczoną indyczkę pokrajać w plasterki, wyłożyć na półmisek, ubrać kaparami i sałatą z pomidorów. Funt łososia, trzy pudełka sardynek, szczupaka na zimno, pasztet ze zwierzyny i kilka śledzi marynowanych, zimne mięsa — rozłożyć na półmiskach i rozstawić na stole. Kilka butelek wódki i wina, trochę owoców, czarna kawa i likiery — i ta zaimprowizowana naprędce kolacyjka zadowoli najwybredniejsze gusta. s. 28

POCIESZAJĄCA STATYSTYKA
Z polecenia pana prezydenta ministrów władze centralne wygotowały spis urzędników, którzy we wtorek po świętach zjawili się w biurze. Wyniki spisu są niezwykle pocieszające: procent urzędników, którzy nie przedłużyli sobie sami świąt ani o dzień, w niektórych ministerstwach dochodzi do 65%.
Mówią z tego powodu o utworzeniu specjalnego odznaczenia dla tej kategorii funkcjonariuszów publicznych. s. 32

Drobne ogłoszenia
PRZEPOWIADAM każdemu smutne, ale prawdziwe, specjalność zgony. Chiromanta „Gucio”, Nowogrodzka 2. s. 39

OSTATNI WYRAZ TECHNIKI!
Samochody: Citron — Limon — Dijon — Domidon bez szofera! bez motoru! Bez benzyny! bez pneumatyki! Samochody nasze za dotknięciem guzika unoszą się lekko w górę i, trwając nieruchomo w przestrzeni, czekają, aż ziemia w swoim obrocie codziennym około osi podsunie odpowiedni punkt geograficzny pod koła wehikułu!Samostój Citron–Limon! Samostój Lacrimae–Bonidon. s. 81


GAZETY DLA KRÓTKOWIDZÓW
W Ameryce wychodzą specjalne pisma dla krótkowidzów, drukowane nie na papierze, ale na cienkiej błonie gumowej, z której my robimy nasze baloniki kolorowe. Osoby krótkowzroczne otrzymują zamiast gazety nadrukowaną kiszkę gumową, którą sobie następnie do dowolnych rozmiarów rozdmuchują. Pisma polityczne wychodzą przeważnie w formie baloników kulistych, czasopisma literackie mają najczęściej kształt kiełbasy krakowskiej albo dużej sosiski. Dzięki temu wynalazkowi czytelnik nie ślepiąc poznaje najważniejsze kwestie i ma jednocześnie satysfakcję, że je sobie sam, bez obcej pomocy, rozdyma. s. 104



POLSKA ZAGRANICĄ
W dziele O rozmnażaniu się roślin botanika angielskiego MacDonalda Elliensmitha znajdujemy na str. 1939 wyrażenie „pollen”. Oczywiście, jest tu mowa o Polakach. Możliwe jest również, że słowo to oznacza „pyłek” kwiatowy, jak to twierdzą niektóre słowniki, ale możliwe, że chodzi tu o Polaków.
Znane pismo żydowsko–angielskie Times (odwrotnie czyta się Semit) bardzo często wspomina o polskich butach z cholewami („Polish shoe”). Wiadomo. Chlewy i cholewy, że niby cała Polska chodzi tylko w długich butach. Wyraźna robota hitlerowsko–żydowskich masonów i bolszewików.
Poważny tygodnik amerykański The New–Yorker
w zeszycie kwietniowym br. pomieszcza artykuł pt. „konie w zaprzęgu”, w których parę razy powtarza się słowo „pole”. Słowo to oznacza „dyszel”, ale możliwe również, że chodzi tam o Polaków. s.165


 Profesor Bralczyk o książce:

sobota, 2 listopada 2013

Kartka z kalendarza

z 1 listopada 2013

Polszczyzna jak Miodek

Od listu na drzewie
do listu na kopercie

Wyraz list oznaczał pierwotnie "list drzewa, czyli dzisiejszy liść". To dawne brzmienie i znaczenie zachowało się tylko w złożeniu listopad będącym nazwą jedenastego miesiąca roku: listopad - "okres, w którym listy (dzisiejsze liście) opadają". Do listu z drzewa podobna była była kartka papieru przeznaczona do korespondencji, więc w pewnym momencie zaczęto ją przenośnie nazywać listem. Określenie to przetrwało do dziś i całkowicie zatraciło swój pierwotny, metaforyczny charakter. Słowa liść w ogóle nie było w naszym języku. Funkcjonowało tylko (to) liście - rzeczownik zbiorowy taki jak kwiecie czy pierze (list - liście, kwiat - kwiecie, pióro - pierze). W pewnym jednak momencie dziejów polszczyzny potraktowano je jak formę liczby mnogiej z końcówką -e i od niej przez odrzucenie owego e urobiono pojedynczy liść.*

*Źródło: Kalendarz 2013, Patronat: Dilmah, Wydawca: Oficyna Wydawnicza Przybylik



czwartek, 31 października 2013

Podsumowanie października

 1. "Kamieniarz" Läckberg Camilla (audiobook czyta Marcin Perchuć) /KwP
2. "Kapitan Blood: Powieść o korsarzach siedemnastego wieku" Sabatini Rafael [własna]
3. "Szkoła żon" Molier
4. "Pan Wołodyjowski" Sienkiewicz Henryk
(audiobook: czyta Zdzisław Wardejn; czas: 24 godz.) /KwP [własna] ocena (4,5/6)

Gdyby w liceum, ktoś powiedział mi, że polubię Sienkiewicza, nie uwierzyłabym. Część Trylogii, która podobała mi się najbardziej. Może dlatego, że wątki osobiste są bardziej widoczne, niż we wcześniejszych częściach, a bohaterowie oprócz patriotycznych mają też inne uczucia. Baśka to zdecydowanie najciekawsza postać kobieca w całej Trylogii, babeczka z ikrą!
Rozczarował mnie audiobook. Źle słuchało się lektora, który jakby zacinał się podczas czytania, brakowało płynności. A najbardziej irytowało mnie błędne wymawianie słowa "murza". 




5. Dwukropek” Szymborska Wisława
6. "Szczęśliwe zakończenie" Dillon Lucy [własna]
7. "Zagadka Błękitnego Ekspresu" Christie Agatha





*KwP - książka w wersji papierowej

poniedziałek, 28 października 2013

"Szczęśliwe zakończenie" Lucy Dillon



Tytuł oryginału: The secret of happy ever after
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2012
Tłumacz: Grzegorz Komerski
Ocena: 5/6

Skończyłam dzisiaj i już tęsknię za bohaterami oraz urokliwym  Longhampton. Było mi tam tak dobrze. Cudowne czytadło o kobiecej przyjaźni, psach i książkach. Ciepła, kojąca powieść - balsam dla duszy.
Bohaterkami tej książki są dwie, zupełnie różniące się od siebie trzydziestolatki. Michelle, zaczynająca wszystko od nowa, pedantyczna, zaradna bizneswoman oraz Anna - młoda mężatka, próbująca odnaleźć w roli macochy, bibliotekarka z poczuciem misji. Poznają się za sprawą pewnego niesfornego dalmatyńczyka.
Ta książka ma w sobie coś ze świątecznych filmów, powieści Fannie Flagg, coś magicznego, dającego nadzieję. Opowiada o tkwiącym w każdym z nas marzeniu o "szczęśliwym zakończeniu". We mnie wzbudziła również tęsknotę za księgarnią z duszą, z takim klimatem jak ta opisana w powieści, gdzie sprzedawałby ktoś z kim można pogawędzić, kto chociaż lubi książki. Obecnie zamawiam już tylko przez internet, a z ostatniej księgarni, do której weszłam, jeszcze szybciej wyszłam. Oj, powiało chłodem - mówię Wam. A tutaj: kawa, ciasteczka, spotkania, głośne czytanie.

Czytanie poszerza słownictwo, moje dzięki tej książce poszerzyło się o słowo:
szurpaty - chropowaty, szorstki, kostropaty

środa, 23 października 2013

Fobia

Nie przypominam sobie tytułu, ale doskonale pamiętam, jakie myśli towarzyszyły mi podczas omawiania i analizy ostatniego wiersza na języku polskim w liceum. Do dzisiaj analiza wiersza kojarzy mi się, przepraszam za porównanie, z sekcją zwłok.
A wtedy obiecywałam sobie, że:
  • Nigdy więcej nie sięgnę po żaden wiersz;
  • Nigdy więcej nie będę tego czytać;
  • Nie będę musiała zastanawiać się "Co autor chciał przez to powiedzieć?" itp.
Słowa udało mi się dotrzymać dość długo. Dobrowolnie po poezję sięgnęłam ponad rok temu. Koleżanka poleciła mi wiersze Emily Dickinson, które według niej odzwierciedlały mój stan ducha i mogły mi pomóc w poradzeniu sobie z ówczesnymi rozterkami. Sięgnęłam, przeczytałam, przeżyłam i nawet poczułam. Aż trudno było mi uwierzyć, że ktoś inny mógł czuć tak jak ja, przeżywać podobne emocje. To naprawdę było niezwykłe uczucie!

Później moje drogi z poezją się nie skrzyżowały, aż do teraz. W bibliotece pojawiła się półka z poezją, akurat przy audiobookach, które często wypożyczam. Lubię czasami zejść ze swoich utartych ścieżek czytelniczych i wypożyczyć coś, co pozornie jest sprzeczne z moim gustem, ale tutaj wahałam się dość długo. Sięgnęłam po "Dwukropek" Wisławy Szymborskiej. Odwagi dodał mi obraz samej poetki, sympatycznej pani z ogromnym poczuciem humoru i dystansu do samej siebie.
Ale i tak echo lęków szkolnych powróciło, odezwały się moje kompleksy:
  • poezja nie jest dla mnie;
  • pojawił się lęk, że nie zrozumiem właściwie;
  • nie odgadnę ukrytych znaczeń;
  • miałam uczucie jakby ktoś zaraz miał mnie przepytywać i sprawdzać, a nie znam jedynie słusznej interpretacji - zaczęłam nawet szukać jej w internecie, co tylko spotęgowało lęk;
  • pojawił się niepokój a wraz z nim ból głowy.
Zaskakujące z jaką siłą to do mnie wróciło po tylu latach.

Na szczęście przypomniały mi się wszystkie programy o Szymborskiej i z Szymborską, jej limeryki, wyklejanki, głos poetki czytającej własne wiersze. Pomogło mi to przełamać wewnętrzny opór. 


Tytuł: „Dwukropek”
Autor: Wisława Szymborska 
Wydawnictwo: Wydawnictwo a5
Rok wydania: 2005
Ocena: 5/6






Ten tomik wpasowuje się w czas  listopada, refleksji i przemyśleń nad przemijaniem.

Nieuwaga

Źle sprawowałam się wczoraj w kosmosie.
Przeżyłam całą dobę nie pytając o nic,
nie dziwiąc się niczemu.

Wykonywałam czynności codzienne,
jakby to było wszystko, co powinnam.

Wdech, wydech, krok za krokiem, obowiązki,
ale bez myśli sięgającej dalej
niż wyjście z domu i powrót do domu.

Świat mógł być odbierany jako świat szalony,
a ja brałam go tylko za zwykły użytek.

Żadnych - jak - i dlaczego -
i skąd się taki tu wziął -
i na co mu aż tyle ruchliwych szczegółów.

Byłam jak gwóźdź zbyt płytko wbity w ścianę
albo
(tu porównanie, którego mi brakło).

Jedna za drugą zachodziły zmiany
nawet w ograniczonym polu okamgnienia.

Przy stole młodszym, ręką o dzień młodszą
był chleb wczorajszy inaczej krajany.

Chmury jak nigdy i deszcz był jak nigdy,
bo padał przecież innymi kroplami.

Ziemia się obróciła wokół swojej osi,
ale już w opuszczonej na zawsze przestrzeni.

Trwało to dobre 24 godziny.
1440 minut okazji.
86 400 sekund do wglądu.

Kosmiczny savoir-vivre
choć milczy na nasz temat,
to jednak czegoś od nas się domaga:
trochę uwagi, kilku zdań z Pascala
i zdumionego udziału w tej grze
o regułach nieznanych.


Wisława Szymborska, "Dwukropek", wyd. a5, Kraków 2005 s.33

Zastanawiam się czy nie czas "powalczyć" z niechęcią do poezji, oswoić, poznać.  Dzięki poezji przyjrzeć się własnym emocjom, zatrzymać się i zastanowić. Może takie podejście , choć niepełne, nie musi oznaczać, że jest złe? 

piątek, 18 października 2013

Chwalę się ;)

Już miesiąc temu dostałam w prezencie urodzinowym czytnik. Na nowinki techniczne reaguje lekką fobią i trochę zajęło mi oswojenie się z tym "ustrojstwem". Dzisiaj nadszedł drugi etap oswajania, kupiłam pierwszego e-booka i cieszę się jak dziecko!


środa, 16 października 2013

"Szkoła żon" Molier



Tytuł oryginału: L’École des femmes
Wydawnictwo Czytelnik
Rok wydania: 1983
Tłumacz: Artur Międzyrzecki
Ilustrował:  Jan Młodożeniec
Ocena: 5/6

Komedia o tym, co nas spotyka, jeśli próbujemy być sprytniejsi od wszystkich wokół i o mocy samospełniającej się przepowiedni.

Arnolf, przepraszam, Pan de la Pień zdecydował się ożenić. Dziwi to nawet jego najbliższego przyjaciela znającego opinię starego kawalera na temat przewrotności kobiet i jego lęk przed zostaniem rogaczem.
Aby się zabezpieczyć przed taką ewentualnością, powiedziałabym, że poczynił "inwestycję długoterminową". 
"Nie ma takiego lisa, co zakpiłby ze mnie.
Znam te zdradliwe sztuczki, tych wybiegów
                                                                      mnóstwo,
Używanych, by ukryć przed mężem oszustwo,
I by na te postępy nie być narażony,
odpowiednie znalazłem sposoby obrony"*
s. 52
W lęku przed zdradą, postanowił wyhodować żonę idealną, ukształtowaną na jego modłę. Pragnie się ożenić ze swoją wychowanką Anusią, córką chłopki.
Źródło: "Szkoła żon" Molier, Czytelnik, Warszawa 1983, s.68

Uważa, że "Kto nie chce wyjść na głupca, niech z głupią ślub bierze"s. 53, przez trzynaście lat jej pobytu w klasztorze, dążył do tego"by zrobić z niej idiotkę nie do opisania" s. 55,  a
"Za wszystkie jej zalety starczą całkowicie
Pobożność, miłość do mnie, przędzenie i szycie" s.53

Czy ukrycie przed ludzmi naiwnej Anusi i powyższe środki zaradcze pomogły? Zapraszam do lektury.

poniedziałek, 14 października 2013

"Kapitan Blood : powieść o korsarzach siedemnastego wieku" Sabatini Rafael


Tytuł oryginału: Captain Blood: His Odyssey
Wydawnictwo Da Capo
Rok wydania: 1994
Tłumacz: Jerzy Pański
Ocena: 6/6

Ulubiony cytat: "Przekonało to Blooda(...), że człowiek - jak już od dawna podejrzewał - był najnikczemniejszym stworzeniem boskim i że tylko szaleniec mógł zajmować się leczeniem gatunku, który winno było się wytępić". s. 27


Z książkami jest jak z jedzeniem, czasem przychodzi smak na "coś", taka dokuczliwa "zachciewajka", to nic, że jest kilka już zaczętych książek, to i tak snuję się przed półką, jak w analogicznej sytuacji przed lodówką, w poszukiwaniu "czegoś". Kategoria morska w wyzwaniu Sardegny sprawiła mi ogromną radość, bo trafiła w dziesiątkę.
Od dawna chodziła za mną literatura marynistyczna i dzięki "książce z motywem morza/oceanu" mogłam w końcu sięgnąć po "Kapitana Blooda".

Piotr Blood, bakałarz medycyny, syn irlandzkiego lekarza, po burzliwym życiu pragnie już tylko spokojnie wykonywać "zawód, do którego był pierwotnie przeznaczony i do którego przygotowały go studia"*. Ostatnią rzeczą o jakiej marzy jest udział w buncie. Niestety los chce inaczej. Za udzielenie pomocy rannemu buntownikowi, zostaje skazany za zdradę i sprzedany w niewolę. Tak w skrócie wygląda początek jego przygód, które czyta się z zapartym tchem.

Wspaniałe bitwy morskie, abordaże, egzotyczne kraje, szlachetny pirat, miłość. Wszystko w idealnych dawkach. Nie sposób się oderwać. Jest to cudowna, klasyczna powieść przygodowa spod znaku płaszcza i szpady. Aż czuję żal, że ją skończyłam!

Sposób podania: Najlepsza w "towarzystwie" herbaty z rumem i w tle puszczonych szant. ;p


*s.9