środa, 16 października 2013

"Szkoła żon" Molier



Tytuł oryginału: L’École des femmes
Wydawnictwo Czytelnik
Rok wydania: 1983
Tłumacz: Artur Międzyrzecki
Ilustrował:  Jan Młodożeniec
Ocena: 5/6

Komedia o tym, co nas spotyka, jeśli próbujemy być sprytniejsi od wszystkich wokół i o mocy samospełniającej się przepowiedni.

Arnolf, przepraszam, Pan de la Pień zdecydował się ożenić. Dziwi to nawet jego najbliższego przyjaciela znającego opinię starego kawalera na temat przewrotności kobiet i jego lęk przed zostaniem rogaczem.
Aby się zabezpieczyć przed taką ewentualnością, powiedziałabym, że poczynił "inwestycję długoterminową". 
"Nie ma takiego lisa, co zakpiłby ze mnie.
Znam te zdradliwe sztuczki, tych wybiegów
                                                                      mnóstwo,
Używanych, by ukryć przed mężem oszustwo,
I by na te postępy nie być narażony,
odpowiednie znalazłem sposoby obrony"*
s. 52
W lęku przed zdradą, postanowił wyhodować żonę idealną, ukształtowaną na jego modłę. Pragnie się ożenić ze swoją wychowanką Anusią, córką chłopki.
Źródło: "Szkoła żon" Molier, Czytelnik, Warszawa 1983, s.68

Uważa, że "Kto nie chce wyjść na głupca, niech z głupią ślub bierze"s. 53, przez trzynaście lat jej pobytu w klasztorze, dążył do tego"by zrobić z niej idiotkę nie do opisania" s. 55,  a
"Za wszystkie jej zalety starczą całkowicie
Pobożność, miłość do mnie, przędzenie i szycie" s.53

Czy ukrycie przed ludzmi naiwnej Anusi i powyższe środki zaradcze pomogły? Zapraszam do lektury.

2 komentarze:

  1. Ach, czytałam "Szkołę żon" "sto lat temu" i nawet cytowałam na maturze. A potem spotykałam podczas studiów młodych mężczyzn, którzy wyznawali zasadę, że na żonę trzeba wybrać sobie młodą dziewczynę i przez kilka lat wychowywać ją, według własnego poglądu na odpowiednią do tej roli kandydatkę. W XX wieku!
    Nie muszę chyba dodawać, że moja świetna orientacja w tej sprawie wynika stąd, iż byłam kandydatką wobec której pewien młody, dobrze zapowiadający się zawodowo mężczyzna rozpoczął "tresurę", znaczy się przepraszam - wychowywanie. Dość szybko okazało się, że ciężko będzie mnie "wychować" i nasze drogi się rozeszły.
    Ciekawe czy panowie nadal miewają skłonność do tej starej metody na odpowiednią żonę dla siebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jak jest obecnie z "wychowywaniem" kandydatki na żonę, ale znalazłoby się paru hołdujących zasadzie:
      "W rzeczy samej, dość jestem zasobny, jak mniemam,
      By wziąć małżonkę, która oprócz mnie nic nie ma
      I zależność swą znosi bez cienia goryczy,
      Bo ani się jej mienie, ani ród nie liczy".
      Aby poczuć się jak panisko sprowadzają sobie kandydatki z rejonów o gorszej sytuacji gospodarczej.

      Usuń