"Przedtem był w tym miejscu antykwariat z książkami, znany bywalcom z ekscentrycznego ułożenia woluminów, niepodlegającego żadnym zwyczajowym regułom. Książki z dziedziny topografii sąsiadowały z poezją, dzieła o rybołówstwie i innych sportach na łonie przyrody stały obok Hegla i Habermasa; przy czym nie było aż tak abstrakcyjnej tematyki, by zabrakło dla niej miejsca na półkach owej księgarni, nawet jeśli nie mogła liczyć na nabywcę. (...)
Właściciel księgarni kochał swe zbiory tak mocno i zaborczo, że odstraszał potencjalnych nabywców. Przytłoczony w końcu ciężarem powinności oraz pęczniejącego księgozbioru, zakończył żywot".
"44 Scotland Street" McCall Smith Alexander, tłum. Elżbieta McIver, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza, Warszawa 2010, s. 39
Źródło |
Lata temu odwiedzałam każdy napotkany antykwariat. Nie potrafiłam do nich nie wchodzić, tym bardziej, że w księgarniach ciężko było coś kupić, bo książki"chodliwe" były sprzedawane spod lady. A poza tym nie wszystkie wznawiano więc antykwariat to było mój raj.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że teraz tych "chodliwych" jest aż za dużo (klęska urodzaju). ;) Czasem trudno się połapać czy popularność wynika z "samej" książki czy to raczej efekt marketingowców.
UsuńStare książki mają w sobie duszę. Lubię zastanawiać się, kto ją czytał, czy temu komuś książka się spodobała, lubię natrafiać na zaznaczenia cytatów czy zrobione ołówkiem notatki.